Dyrektor imprezy, Alberto Barbera, uzasadnił to wyróżnienie słowami: - To jeden z najważniejszych przedstawicieli nowoczesnego kina, które narodziło się w czasach Nowej Fali lat sześćdziesiątych. On i Roman Polański ogromnie dużo wnieśli do odświeżenia kina polskiego i światowego.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się kilka godzin przed inauguracją festiwalu, Barbera mówił o Skolimowskim z ogromną atencją nazywając go wielokrotnie „mistrzem”.
Wenecja kocha tego polskiego twórcę. Czterokrotnie organizatorzy włączali jego filmy do konkursu głównego. W 1985 roku był tu pokazywany „Latarniowiec” (wywiózł z Wenecji Nagrodę Specjalną Jury), a w 1991 - „Ferdydurke”. Gdy po siedemnastoletniej przerwie Skolimowski powrócił do kina, pierwszy jego film, „Cztery noce z Anną”, trafił do Cannes, ale już następny - „Essential Killing” – pokazywany był na Lido. I dostał tu w 2010 roku dwie nagrody: Specjalną Jury oraz Puchar Volpiego za najlepszą rolę męską dla Vincenta Gallo.
Uzasadniając nagrody dla polskiego reżysera ówczesny przewodniczący jury Quentin Tarantino powiedział: - To jest kino artystyczne, ale to jest również kino prawdziwie męskie. Bolesne, przyśpieszające bicie serca. Ze znakomitymi zdjęciami, genialnie wyreżyserowane. Poza tym ja kocham bohaterów, których się nie lubi. Gdybyśmy tego taliba spotkali na swojej drodze, w tym śniegu, zabiłby nas bez wahania. Nie akceptujemy go, a jednak mu kibicujemy. I to jest właśnie kino. Bo ono uczy nas patrzeć na świat cudzymi oczami. Śnić ich sny i przeżywać ich koszmary. Śledzimy losy tych, których normalnie byśmy odrzucili. Do kina wrócił, po wielu latach przerwy, wielki mistrz.
Przed rokiem Jerzy Skolimowski pokazał w Wenecji „11 minut”. Nie dostał żadnej nagrody, choć decyzja jury, które postawiło na mało znane kino południowoamerykańskie, zaskoczyła widzów. Bo Skolimowski był dla wielu faworytem.