Barbara Oksińska: Węglowy bałagan zamiast strategii

To zadziwiające, że resort energii nie miał dogłębnych analiz dotyczących realnych możliwości wydobywczych kopalń i zapotrzebowania energetyki na węgiel. Bez tego nie mógł zbudować strategii.

Aktualizacja: 11.09.2017 21:38 Publikacja: 11.09.2017 20:32

Barbara Oksińska: Węglowy bałagan zamiast strategii

Foto: Bloomberg

Na polskim rynku węgla jest jak w dobrym filmie – co rusz jesteśmy zaskakiwani nagłymi zwrotami akcji. Rząd najpierw obiecywał, że kopalń zamykać nie będzie, następnie kilka zlikwidował i straszył gigantyczną nadpodażą surowca, a teraz dowiadujemy się, że rodzimego czarnego paliwa nam brakuje. Tak jakby w resorcie energii zabrakło rzetelnych analiz o realnych możliwościach wydobywczych kopalń, zapotrzebowaniu energetyki na węgiel w najbliższych latach oraz stanie zapasów surowca. Przedstawiciele branży w nieoficjalnych rozmowach mówią wprost: „Zamiast strategii na rynku węgla jest jeden wielki burdel".

Problemy Polskiej Grupy Górniczej z wydobyciem wystarczającej ilości węgla to efekt kilku czynników. Najczęściej podnoszonym jest mocne ścięcie inwestycji we fronty wydobywcze w poprzednich latach w efekcie wprowadzonych oszczędności. Pamiętajmy jednak, że biznesplan dla PGG został zatwierdzony w 2016 r., a następnie zaktualizowany w roku 2017, gdy do spółki włączono kopalnie pogrążonego w kłopotach Katowickiego Holdingu Węglowego. Trudno więc zrozumieć, dlaczego założono w nim, że pomimo braku odpowiedniej ilości ścian wydobywczych PGG uda się wydobyć w tym roku 32 mln ton węgla.

Kolejna kwestia to nieoczekiwane problemy geologiczne, o których co jakiś czas informują służby prasowe PGG. A następna to wyraźnie zwiększone zapotrzebowanie energetyki zawodowej na węgiel z PGG na lata 2017 i 2018. I to w dużej mierze ze strony spółek energetycznych – udziałowców Grupy. W tym przypadku też trudno zrozumieć, dlaczego nikt tego nie przewidział, skoro przyjmując strategię dla PGG, wszyscy siedzieli przy jednym stole. W efekcie atmosfera między PGG a jej udziałowcami robi się coraz bardziej napięta.

– Energetyka najpierw mocno ścina zapasy węgla, a potem nagle zwiększa zamówienia, choć wie, że żadna spółka górnicza nie jest w stanie z dnia na dzień skokowo zwiększyć wydobycia – mówi nam źródło zbliżone do węglowej spółki. Druga strona nie pozostaje dłużna. – PGG powinna się cieszyć ze wzrostu zamówień i wziąć się do roboty. Gdyby nie energetyka, która zasiliła ją miliardami złotych, tej spółki by nie było – słyszymy w jednym z koncernów energetycznych.

Ministerstwo Energii, które nadzoruje zarówno górnictwo, jak i energetykę, w tym bałaganie porusza się jak dziecko we mgle. Jeszcze w październiku 2016 r. minister Krzysztof Tchórzewski w odpowiedzi na pytanie jednego z posłów o przyszłość kopalni Krupiński (jej likwidacja rozpoczęła się w 2017 r.) pisał o gigantycznej nadpodaży węgla na krajowym rynku, sięgającej 25 mln ton. Na fali tych informacji w 2016 r. spółki wydobywcze wyprzedawały swoje zapasy po zaniżonych cenach, a PGG okresowo zmniejszyła wydobycie w dwóch kopalniach do minimum. Okazuje się jednak, że Ministerstwo Energii nie dysponowało wówczas aktualnymi danymi. Dotarliśmy do zestawienia, z którego wynika, że w 2016 r. zapasy w energetyce masowo topniały. Choć na koniec grudnia 2015 r. na zwałach elektrowni i ciepłowni leżało niemal 17,5 mln ton węgla, to przez rok zapasy te skurczyły się do 10,5 mln ton. Jeśli dodamy do tego zwały leżące przy kopalniach, to na koniec 2016 r. możemy mówić o nadpodaży rzędu 13 mln ton. Nijak ma się to do prezentowanych przez resort energii 25 mln ton.

Zapytaliśmy Ministerstwo Energii, dlaczego nie miało aktualnych informacji na temat sytuacji na polskim rynku węgla. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Dlaczego to takie ważne? Bo może niektórych problemów udałoby się uniknąć. A tak resort nieustannie się miota – najpierw zaleca ograniczanie wydobycia, a teraz naciska spółki węglowe na jak najszybsze zwiększanie mocy – bez względu na koszty i dalsze konsekwencje. Inwestycje w górnictwie wymagają jednak czasu.

Według analityków miliardy wpompowane w ratowanie spółek węglowych i budowę nowych bloków opalanych czarnym paliwem mogą skończyć się tym, że część surowca będziemy importować. – Już w tym roku możemy spodziewać się spadku wydobycia węgla o 5–6 mln ton. Oznacza to, że ten wolumen będziemy musieli sprowadzić z zagranicy. Być może uruchomiony zostanie na większą skalę import surowca drogą morską, co umożliwi sprowadzanie dobrej jakości węgla z Australii czy Kolumbii – uważa Marcin Stebakow, analityk Vestor DM. Nieśmiałe próby importu czarnego paliwa podejmuje już Węglokoks, który sprowadził próbną partię surowca z USA.

W dalszej perspektywie pomogą natomiast uruchamiane już teraz inwestycje w kopalniach. – Biorąc pod uwagę obecne problemy z zaspokojeniem energetyki w polski węgiel, krajowe spółki wydobywcze będą musiały przyspieszyć inwestycje w rozbudowę mocy. Ten wzrost widać już w PGG, która ma ambitną strategię dotyczącą otwierania nowych frontów wydobywczych – podkreśla Maciej Bobrowski, analityk DM BDM. PGG na inwestycje w latach 2017–2020 chce wydać 7,2 mld zł. Tylko w tym roku na ten cel popłynie około 1,6 mld zł.

– Zakładam, że na inwestycje w tym zakresie i zwiększenie planu wydobywczego zdecyduje się także Lubelski Węgiel Bogdanka. Jeśli tak się stanie, to możliwe, że już w drugiej połowie 2018 r. nie będziemy mieć takich problemów na rodzimym rynku z niedoborem krajowego węgla – kwituje Bobrowski. Na razie jednak zarząd Bogdanki trzyma się planu utrzymania średniorocznej produkcji do 2025 r. na stabilnym poziomie około 9,2 mln ton. Tymczasem w samym resorcie energii słychać już głosy, że Bogdanka powinna zainwestować we wzrost mocy wydobywczych.

W ostatnich dniach PGG zadeklarowała, że sięgnie po złoża zamkniętej ostatnio kopalni Makoszowy, ale od strony sąsiednich zakładów wydobywczych. Górniczy związkowcy wciąż wierzą też, że uda się wskrzesić kopalnię Krupiński. Szanse są jednak nikłe. – Pomimo tego, że dziś są problemy z wydobyciem wystarczającej ilości węgla, decyzje o zamknięciu nierentownych kopalń były słuszne. Bez tego spółki węglowe wciąż miałyby ogromne problemy finansowe. A lukę surowcową można przecież wypełnić węglem z importu. Natomiast w kolejnych latach zaowocują inwestycje kopalń we wzrost wydobycia – przekonuje Łukasz Prokopiuk, analityk DM BOŚ.

W grę wchodzi także budowa nowych kopalń przez prywatnych inwestorów. To jednak kosztowne projekty, a budowa żadnego nowego zakładu jeszcze nie ruszyła.

Na polskim rynku węgla jest jak w dobrym filmie – co rusz jesteśmy zaskakiwani nagłymi zwrotami akcji. Rząd najpierw obiecywał, że kopalń zamykać nie będzie, następnie kilka zlikwidował i straszył gigantyczną nadpodażą surowca, a teraz dowiadujemy się, że rodzimego czarnego paliwa nam brakuje. Tak jakby w resorcie energii zabrakło rzetelnych analiz o realnych możliwościach wydobywczych kopalń, zapotrzebowaniu energetyki na węgiel w najbliższych latach oraz stanie zapasów surowca. Przedstawiciele branży w nieoficjalnych rozmowach mówią wprost: „Zamiast strategii na rynku węgla jest jeden wielki burdel".

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Diesel, benzyna, hybryda? Te samochody Polacy kupują najczęściej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Biznes
Konsument jeszcze nie czuje swej siły w ESG
Materiał partnera
Rośnie rola narzędzi informatycznych w audycie
Materiał partnera
Rynek audytorski obecnie charakteryzuje się znaczącym wzrostem
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Materiał partnera
Ceny za audyt będą rosły