Bardzo podoba mi się, że kilkuletnie dziewczynki z zacięciem opowiadają na YouTube, jak się malować. Bardzo cieszę się, że słowami na topie są: kreatywność, generalnie, tak?, facebook, zalajkuj, subskrybuj. Fajnie, że dzięki Internetowi możemy wszyscy obejrzeć, jak dwie gówniary atakują inne dziewczyny w tramwaju i dzięki temu podjąć debatę na temat przemocy i reagowania na nią. Właśnie, właśnie!
A propos tego zdarzenia – wszyscy chyba jesteśmy zdania, że te dwie małe kryminalistki bardzo brzydko się zachowały. Dlaczego taki sam odsetek ludzi (stosunek komentarzy w Internecie do braku reakcji współpasażerów) w tramwaju nie zareagował? Dlaczego nikt nie przyblokował tych chudych dziewczynek, dlaczego nikt nie zatrzymał tramwaju, dlaczego nie wypchnięto ich na zewnątrz?
Dlatego, że w sieci jest bezpiecznie. Bezpiecznie jest mieć konkretne zdanie na jakiś temat. Nie boimy się radykalnych poglądów. I wszyscy w sieci wiemy, że powinno się reagować w takich jak wyżej wspomniana sytuacjach. Zatem potępiamy również ludzi, którzy siedzieli i nic nie zrobili. Przypomina mi to nieco sytuację w sieci, dotyczącą niedawnego występu Kanye'go Westa na festiwalu muzycznym w Glastonbury. Festiwal muzyki rockowej 27 czerwca - kiedy to West dał swój występ - zadrżał. Trząsł się nawet już nieco wcześniej, a to za sprawą fanów rocka, którzy rozpoczęli zbieranie głosów pod petycją dotyczącą wykopania z line-up'u rapera, ponieważ nie życzyli sobie nierockowego wykonawcy na swoim święcie muzyki i piwa. „Niezadowoleńcy" zebrali ok. 150 tys. podpisów! Nie poruszyło to jednak organizatorów i występ doszedł do skutku. West, być może za sprawą autopromocyjnych zachowań żony, być może za sprawą swojego nieutemperowanego charakteru, nie ma szczęścia do mądrego odbiorcy. Otóż raper postanowił dać pstryczka w nochala tym wszystkim niemiłym ludziom, tak zwanym fanom rocka, i w set liście umieścił jeden rockowy, znany całemu światu utwór – „Bohemian Rapsody" zespołu Queen. Utwór puścił z „taśmy", czyli poleciała wersja oryginalna, a sam raper zaśpiewał tylko kilka taktów, przerywanych zresztą śpiewem publiczności. Wszystko zrobił z uśmiechem i trzeba być naprawdę potomkiem z pierwszej linii po człowieku epoki kamienia łupanego, żeby wziąć to dosłownie. Zaśpiewał z nagraniem, nie przerywał Freddiemu praktycznie wcale i jeszcze się ładnie uśmiechał.
Ale jeśli już dyskutujemy o tym, JAK BARDZO KANYE WEST spieprzył (za przeproszeniem) PIOSENKĘ, to może jednak jakieś argumenty? Bo według mnie: - rozpoczynając swoje wejście West miał problem z odsłuchem. Chciał zacząć nisko, nie do końca się słyszał, więc wyjął odsłuch i potem wszedł już w tonację; - jego niedługa część jest bardzo często przerywana śpiewem publiczności, kiedy podkład przestaje grać, czego nie rozumiem – zazwyczaj w takich momentach muzyka jednak gra – może to zatem sprawiać wrażenie, że coś jest nie tak z wokalistą i całym pomysłem na występ. Jednak komunikacja na linii wokalista – publiczność jest dla obu stron czytelna. Bardziej zastanawiający jest ściszający muzykę akustyk; - dźwięk z nagrania jest bardzo nierówny, więc komentator z Youtube'a musi mieć naprawdę dobry słuch, żeby słyszeć masakrowanie tonacji przez Westa. Ja musiałam się wsłuchać, żeby przebić się przez dźwięki z tłumu. I specjalnie nie słyszę nic rażącego.
Ostatecznie jednak, po tych wszystkich niedoróbkach dostaje się raperowi. Owszem, Kanye West nie jest wokalistą pokroju Jamesa Browna, B.B. Kinga i Sinatry. Być może na festiwalu w Glastonbury 2025 występować będą muzycy odtwarzający jeden do jednego Top Wszech Czasów Trójki.