Tomański: Czarny księżyc

Południowokoreański skandal zbiera coraz większe żniwo. W środę sąd zdecyduje, czy dziedzic koncernu Samsung zostanie aresztowany. Jeżeli tak się stanie, będzie to dla kraju poważny cios wizerunkowy.

Aktualizacja: 16.01.2017 23:03 Publikacja: 16.01.2017 23:01

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Jeszcze na jesieni można było chwalić południowokoreańską siłę przebicia na praktycznie każdym polu. Na świecie sprzedawała się tamtejsza technologia, seriale, muzyka i atrakcje turystyczne. Korea rosła w siłę dzięki tzw. miękkiej dyplomacji, sztuce budowania wpływów przy pomocy promowania bogatej kultury. Następnie pojawił się tajemniczy tablet jeszcze bardziej tajemniczej pani Choi i wszystko wzięło w łeb.
Choi Soon-sil jako osobista przyjaciółka prezydent Park Geun-hye została szybko nazwana koreańskim Rasputinem i szarą eminencją trzymającą w garści wszystkie koncerny. Wspominany wiceprezes Samsunga, Lee Jae-yong podczas ostatniego przesłuchania pytał retorycznie, czy można było odmówić poleceniu prezydent państwa, gdy ta prosiła o wsparcie?

Południe od lat zmagało się z wszechobecną korupcją. Łapówki załatwiały wszystko, dlatego w ubiegłym roku na niedługo przed wybuchem afery z panią Choi i czebolami (koreańskimi koncernami) w roli głównej z zadowoleniem czekano na efekty nowego antykorupcyjnego prawa. Ustawę nazwano na cześć Kim Young-rana, byłego szefa Komisji ds. Korupcji i Praw Obywatelskich. To on zaproponował, by za milion wonów, czyli niecałe 3500 zł, urzędników czekało do trzech lat więzienia. Stanęło ostatecznie na zasadzie w skrócie określanej 30/50/100, na podstawie której nie można załatwiać interesów przy obiadach droższych niż 30 000 wonów, dawać prezentów o wartości przewyższającej 50 000 oraz na sytuacje wyjątkowe jak kwiaty na pogrzeb czy upominki za specjalne wyróżnienia przeznaczać ponad 100 000 wonów. Na urzędników każdego stopnia, dziennikarzy i przedstawicieli biznesu padł blady strach, ponieważ dotychczasowa idylla pełna łapówek i rozmaitych gratyfikacji obchodziła do przeszłości.

Także i w tej sytuacji potrzeba okazała się matka wynalazku. Restauracje wprowadziły okolicznościowe menu Kim Young-rana za dokładne 29 900 wonów. Trzeba było jednak coś zrobić z tym, że 11. gospodarka świata zajmowała w 2015 roku 37. miejsce w rankingu światowej korupcji oraz 123. pozycję pod względem transparencji biurokracji. Jak się jednak okazało, sama pani prezydent prosiła największe koncerny o sumy dużo większe niż te przewidziane w prawie. Na jej pytanie nie wypadało udzielać odpowiedzi negatywnej.

Z pewnością zatem Park Geun-hye mogła dostać rykoszetem za prawo, które sama wprowadziła. Termin wybuchu afery rozpoczętej od pojawienia się sprzętu kompromitującego Park jako osobę korzystającą z pomocy własnej znajomej odnośnie kierowania państwem mógł być jednak nieprzypadkowy. Tydzień przed tym, gdy stacja telewizyjna JTBC informowała o zawartości tabletu pani Choi pełnego prezydenckich przemówień, media zainteresowały się wspomnieniami byłego ministra spraw zagranicznych Południa, Song Min-soona. Stawiały bowiem w bardzo niekorzystnym świetle najpoważniejszego kandydata do zwycięstwa w następnych wyborach prezydenckich.

Song Min-soon oskarżył w swojej książce Moon Jae-ina, lidera głównej siły opozycyjnej o nazwie Minjoo, lewicującej partii demokratycznej. Według byłego szefa MSZ Moon miał w 2007 roku jako szef gabinetu ówczesnego prezydenta Roh Moo-hyuna zwrócić się z oficjalnym pytaniem o stanowisko wobec sankcji Narodowej Zjednoczonych poświęconej prawom człowieka na Północy do... Pjongjangu. Po sprzeciwie reżimu Korea Południowa wstrzymała się od głosu na forum ONZ w tej kwestii. Moon miał osobiście wpłynąć na zasięgnięcie rady Korei Północnej. Dla obywateli Południa to sytuacja nie do pomyślenia, granicząca że zdradą stanu.

Moon odbijał oskarżenia twierdząc, że jego rzekome powiązania z Północą mają jedynie odwrócić uwagę od korupcji na wysokich szczeblach rządzącej partii Saenuri. Kilka dni po dyskusji nad wspomnieniami Songa światło dzienne ujrzał tablet pani Choi i rozpoczęła się karuzela prowadząca do przegłosowania decyzji o impeachmencie Park Geun-hye 9 grudnia ubiegłego roku.

Obecnie Moon wciąż zajmuje pierwsze miejsce w sondażach opinii publicznej odnośnie wyborów prezydenckich. Może liczyć na co najmniej 30 proc. poparcia, od 6 do 9 więcej niż drugi pod względem popularności Ban Ki-moon, który dopiero co wrócił do Korei Południowej po dziesięciu latach kierowania Organizacją Narodów Zjednoczonych. Były sekretarz generalny uważany jest za potencjalnego zbawcę od krajowych skorumpowanych urzędników. Trudno jednak jednoznacznie ocenić jego formę do odnalezienia się w realiach politycznych kraju, który systematycznie traci wiarę w jakiegokolwiek przedstawiciela władzy. Nie wiadomo także, jakie stanowisko wyda w sprawie ewentualnego kandydowania byłego szefa sama ONZ. Ban miał dostęp do wielu poufnych informacji dotyczących wszystkich krajów świata.

Moon Jae-in przegrał już w kraju jedne wybory. W 2012 musiał uznać wyższość Park, dostał o milion głosów mniej. Przez lata zyskał w Korei miano "słodkiego ziemniaka", nudnego, usypiającego polityka wolno dobierającego słowa. Chce walczyć z czebolami, bo to właśnie we wszechwładnych koncernach widzi źródło zła i korupcji. Z pewnością afera pań Park i Choi oraz potencjalna możliwość aresztowania wiceprezesa Samsunga jest mu bardzo na rękę. Trudno jednak będzie zaprzeczyć oskarżeniom o działanie na rzecz Północy. O ile korupcja na Południu była do tej pory na każdym kroku, o tyle o takim naginaniu rzeczywistości słyszało się jednak o wiele mniej.

Jeszcze na jesieni można było chwalić południowokoreańską siłę przebicia na praktycznie każdym polu. Na świecie sprzedawała się tamtejsza technologia, seriale, muzyka i atrakcje turystyczne. Korea rosła w siłę dzięki tzw. miękkiej dyplomacji, sztuce budowania wpływów przy pomocy promowania bogatej kultury. Następnie pojawił się tajemniczy tablet jeszcze bardziej tajemniczej pani Choi i wszystko wzięło w łeb.
Choi Soon-sil jako osobista przyjaciółka prezydent Park Geun-hye została szybko nazwana koreańskim Rasputinem i szarą eminencją trzymającą w garści wszystkie koncerny. Wspominany wiceprezes Samsunga, Lee Jae-yong podczas ostatniego przesłuchania pytał retorycznie, czy można było odmówić poleceniu prezydent państwa, gdy ta prosiła o wsparcie?

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Michał Kolanko: Andrzej Duda i Donald Tusk. Skończył się Waszyngton, wróciła wolna amerykanka
Publicystyka
Andrzeja Dudę i Donalda Tuska łączy tylko bezpieczeństwo. Są skazani na konflikt
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Czy nad Episkopatem Polski zamiast słońca wyjdzie księżyc?
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Unijna polityka klimatyczna? Zagrożenie dla naszego dobrobytu