Tomański: Szwajcarskie yin i yang

Prezydent Chin Xi Jinping otworzy kolejną edycję Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos. To historyczna chwila, nigdy wcześniej żaden chiński przywódca nie pojawił się na tym spotkaniu.

Publikacja: 16.01.2017 23:43

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Statystyka nie mówi o tegorocznym Davos wszystkiego. 4 dni szczytu, 3000 gości, 1200 prezesów największych firm, Matt Damon czy nawet 1560 metrów nad poziomem morza, które w najwyżej położonym mieście Europy znajdzie w oku geopolitycznej uwagi można zapisać prościej - jako Xi Jinping. Prezydent otworzy konferencję, a jego słów będzie można posłuchać na żywo w internetowej transmisji.

Druga dekada stycznia przyniesie nie tylko Davos, ale także inaugurację Donalda Trumpa. Xi Jinping wystąpi 17 stycznia, prezydent-elekt obejmie stery USA dwudziestego. Kilka dni różnicy jest w stanie dać Chińczykowi odpowiednią przewagę przed ewidentnym rozpoczęciem nowego rozdania na całym świecie.

Xi Jinping zjadł już serowe fondue w towarzystwie ministra spraw zagranicznych Szwajcarii. Zdążył także zmusić swoją obecnością antychińskie demonstracje domagające się wolnego Tybetu do usunięcia się w zaawansowany cień. Szwajcarska policja zadbała w Bernie o to, by na czas pobytu Xi nie powtórzyła się historia sprzed 18 lat. Wtedy ówczesnego przywódcę Jiang Zemina witały flagi z hasłami o niepodległym od Chin Tybecie, które rozpościerano na dachach budynków w centrum szwajcarskiej stolicy-nie stolicy (kraj oficjalnie nie ma miasta o takim statusie). Dla ułatwienia teraz Szwajcarzy zamknęli dla ruchu okolice swojego parlamentu.

Amnesty International niepokoi się o uległość Szwajcarii, ale sprawa Tybetańczyków z pewnością nie będzie należała do tych wymagających największego zaangażowania światowych przywódców w Davos. Jiang Jianguo, chiński minister ds. informacji zapowiada przemówienie swojego szefa cytując na oficjalnej stronie szczytu liczby świadczące o szybkich postępach ekonomicznych jego kraju. 12,49 mln nowych miejsc pracy stworzonych w ciągu 11 miesięcy 2016 roku w Państwie Środka, 10 mln ludzi wyciągniętych z biedy budzą uznanie, ale wciąż statystyka made in China idzie na czołowe zderzenie z danymi z Davos. Jiang podkreśla, że chiński znak określający "ekonomię" to dosłownie "dążenie do społeczeństwa w dobrobycie i dla korzyści ludzi". Brzmi poetycko, jednak wciąż chiński standard może okazać się odrobinę nieprzystający do europejskich realiów.

Rok wcześniej do Davos przyjechał chiński wiceprezydent Li Yuanchao oraz wiceprzewodniczący tamtejszego regulatora giełdowego Fang Xinghai. Wtedy obaj panowie mieli przekonywać Zachód o tym, że Chiny są wiarygodnym partnerem do prowadzenia interesów. Po roku misja nabiera większego kalibru i znaczenia, którego konsekwencje z pewnością będą dalekosiężne.

Przedsmak chińskich obietnic z tegorocznego Davos możemy mieć na przykładzie tamtejszego świata futbolu. Chińskie kluby piłkarskie na potęgę ściągają zagraniczne gwiazdy. Gaże sięgają niewyobrażalnych poziomów i często budzą powątpiewanie - 300 mln euro oferowanych niedawno Cristiano Ronaldo przez nieznany klub - praktyka zaczyna być nazywana "paleniem pieniędzy". Oczywiście z ironią na myśli. Państwowy "Dziennik Ludowy" apeluje do władz piłkarskich klubów, by powstrzymały swoje nieograniczone ambicje i zachowały w tym pozyskiwaniu sław rozsądek. Przykłady rosną w ostatnim czasie jak grzyby po deszczu. Argentyńczyk Carlos Teves w Shanghai Shenghua ma zarabiać 800 tysięcy euro za tydzień, Brazylijczyk Oskar 500 tysięcy w Shanghai SIPG za identyczny czas spędzany w klubie. Najwięksi trenerzy lig europejskich mówią o chińskim zagrożeniu (Antonio Conte z Chelsea) i kontraktach-aberracjach (Arsen Wenger z Arsenalu). Chińska federacja piłkarska rozważa zmiany w przepisach regulujących liczbę zagranicznych graczy w składach drużyn. W przeciwnym przypadku chińskie kluby zrezygnują z kształcenia talentów we własnym zakresie i całkowicie skupią się na zakupach z zachodnich lig.

Xi Jinping marzy nie tylko o kraju, który przejmie przewodnictwo światowej gospodarki, ale także o tym, by Chińczycy byli w stanie wygrać kiedyś mundial. Podobno celuje w 2050 rok, ale w praktyce może mieć nadzieję na to, żeby cały proces przyspieszyć. Chińska droga wiedzie przez portfel i ewidentnie brukowana jest pieniędzmi. One pomagają otwierać każde drzwi, ale na dłuższą metę nie zastąpią prawdziwego kontaktu z rzeczywistością. Przed kilkoma laty takie umowy na rynku nieruchomości w Państwie Środka, pomagające ukrywać prawdziwą wartość inwestycji, pomagające obu stronom nazywano "yin-yang". Zgodnie ze starą filozofią wszystko miało pozostać w równowadze. Także stany kont. Przemówienie, na które czeka Davos i reszta świata, będzie pełne znaków i z pewnością trzeba będzie przypatrywać się także temu, czego Xi nie powie. Równowaga musi zostać zachowana w każdej sytuacji. Na każde słowo na ekonomicznym dachu świata przypadnie co najmniej jedna pauza, której długość równie odpowiednio wybrzmi to, co prezydent zdecyduje się przemilczeć.

Statystyka nie mówi o tegorocznym Davos wszystkiego. 4 dni szczytu, 3000 gości, 1200 prezesów największych firm, Matt Damon czy nawet 1560 metrów nad poziomem morza, które w najwyżej położonym mieście Europy znajdzie w oku geopolitycznej uwagi można zapisać prościej - jako Xi Jinping. Prezydent otworzy konferencję, a jego słów będzie można posłuchać na żywo w internetowej transmisji.

Druga dekada stycznia przyniesie nie tylko Davos, ale także inaugurację Donalda Trumpa. Xi Jinping wystąpi 17 stycznia, prezydent-elekt obejmie stery USA dwudziestego. Kilka dni różnicy jest w stanie dać Chińczykowi odpowiednią przewagę przed ewidentnym rozpoczęciem nowego rozdania na całym świecie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót