Ubiegłoroczne Davos przebiegło pod hasłem czwartej rewolucji przemysłowej. Mówiono o automatyzacji, która zabiera miejsca pracy, o zmianach modelu ekonomicznego, które siłą rzeczy wymusza uzbrajanie zakładów produkcyjnych w roboty. To wszystko prawda, ale rok po szczycie, wciąż nie ma za bardzo jednolitej koncepcji jak można by zadbać o przyszłość pracowników stawianych przed ścianą zmian.
Japońska firma ubezpieczeniowa, Fukoku Mutual Life Insurance, od stycznia tego roku zastępuje 34 pracowników jedną sztuczną inteligencją. System kosztuje 1,7 mln dolarow, rocznie wymaga 128 tys. dolarów dodatkowego utrzymania. Oszczędności dzięki zwolnieniu personelu mają wynieść 1,1 mln rocznie. Prosty rachunek pokazuje, że maszyna o nazwie IBM Watson Explorer zwróci się już w drugim roku.
Co więcej, Watson ma być sprawniejszy o 30 proc. od tych wszystkich ludzi. Przeskanuje dokumenty dotyczące kosztów medycznych, kartoteki wypadków w fabrykach, prześledzi zastosowane procedury i na koniec wyciągnie wnioski odnośnie proponowanych polis. Szybciej, taniej i lepiej od człowieka.
34 Japończyków to nie pierwsze "ofiary" Watson. Jego pierwszy wariant uczynił nieprzydatnym w swojej działce Kena Jenningsa, super mistrza amerykańskiego teleturnieju "Jeopardy!". Watson wygrał finał wszech czasów nie dając najmniejszych szans ludziom. Choć proces nauki algorytmu do myślenia przydatnego podczas tego konkretnego teleturnieju (odwrotnie niż w pozostałych grach odpowiedzią jest skonstruowanie specjalnie brzmiącego pytania) był żmudny, a komputerowi zdarzało się nawet przeklinać, w efekcie najlepszy gracz w historii musiał ustąpić mu miejsca.
Przesłanki podnoszone na ubiegłorocznym Davos były jak najbardziej słuszne, ale i tak nie do końca wiadomo co z nimi dalej zrobić. Świat stoi przed wieloma pytaniami natury politycznej, ostatniego dnia Davos 2017 planowana jest inauguracja Donalda Trumpa, dlatego konsekwencje dalszej automatyzacji odsuwane są na dalszy plan.
Davos pierwszy raz w historii odwiedzi prezydent Chin. Xi Jinping wyrasta nagle na gwaranta światowej równowagi. Prowadzi w końcu swój kraj na coraz szersze wody kapitalizmu, walczy z korupcją, podróbkami, na międzynarodowych konferencjach organizowanych pod własną agendą promuje światowy ład. We wrześniu pokazał światu, że Chiny potrafią przyjąć największych graczy u siebie (szczyt G20 w Hangzhou) i wysłuchać problemów z uwagą. Tylko że... i tak nic z tego nie wynika. Podobnie jak z rosnących problemów z automatyzacją coraz większej liczby zawodów.
Nie można ulec wrażeniu, że dalekie Chiny będą lekarstwem na obecne kłopoty. Dać się ponieść radości, że Xi Jinping proszony w Davos o pożyczenie ołówka nie upomni się o jego oddanie jak Kławdia Chauchat w "Tajemniczej górze" Thomasa Manna, tylko sprowadzi z Chin kilka wagonów ołówków dla każdego. W kilku kolorach i z bohaterami aktualnie modnych kreskówek. Wujaszek Xi - Xi Dada, tak dosłownie nazywany jest przez swoich obywateli - zastępuje dziś wujka z Ameryki, po którym chwilowo nie wiadomo, czego się spodziewać.