Wiosną 2010 roku jedna z uczestniczek popularnego programu "Fei cheng wu rao" (dosłownie: "nieszczery, nie przeszkadzaj"), randkowego show kojarzącego głównego uczestnika z jedną z 24 starających się o udany związek dziewczyn, skwitowała w ten sposób potencjalnego chłopaka. Ma Nuo miała wówczas 20 lat i według tego, co twierdziła w późniejszych wywiadach, zależało jej na wymyśleniu kreatywnej odmowy. Na pytanie o to, czy pasowałaby jej przejażdżka rowerem, wypaliła komentarz o BMW, który zszokował wszystkich. Około 50 milionów Chińczyków, które przeciętnie oglądają każdy odcinek programu oraz kolejne miliony internautów nie mogło uwierzyć w to, co widzą. Ma Nuo stała się żywym memem, meżczyzni oferowali jej przejażdżki swoimi BWM, a telewizja zaczęła baczniej przyglądać się temu, kogo zaprasza na wizję w najlepszym czasie antenowym.

Kilka miesięcy później, w październiku tego samego roku, pojawił się drugi cytat definiujący nowe Chiny. 22-letni chłopak potrąca samochodem (tym razem Volkswagenem) dwie studentki. Policji tłumaczy się, że przecież nic się nie stało, mówi "Moim ojcem jest Li Gang", zastępca dyrektora biura bezpieczeństwa publicznego jednej z dzielnic miasta Baoding, w którym dochodzi do wypadku. Następnego dnia jedna z dziewczyn umiera w szpitalu. Znajomi dziewczyn a niedługo po nich internauci protestują przeciwko bezkarności i braku jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności za innych u tak zwanych guan'erdai, dzieci urzędników. Li Gang i płacz w BMW wyznaczają nowy kierunek elit, młodego pokolenia, ale także świadczą o nastawieniu rodziców i klimacie całego społeczeństwa, które takie zachowania produkuje.

Dziś prezydent Xi Jinping walczy z korupcją, by guan'erdai nie czuli się tak silni jak dotychczas. Rozwija potencjał Chin, by BMW nie wiązało się z wyrzeczeniami za wszelką cenę okupionymi małżeństwami z rozsądku, ale było dostępne dla coraz większej grupy jego obywateli. Pierwszy chiński skład wagonów po przejechaniu ponad 19 tys. km dociera z okolic Szanghaju, dokładnie z miasta Yiwu do Londynu. Dokładnie do stacji Barking we wschodniej części brytyjskiej stolicy. Londyn staje się piętnastym miastem Europy na nowym jedwabnym szlaku Chin. Teoretycznie lepiej być nie może.

Jednak w przypadku Chin takie informacje mogą znaczyć wszystko i nic jednocześnie. Nie ma co się przywiązywać do koncepcji Pasa i Szlaku, jeżeli jednym z jego filarów jest tranzyt morski przez morze Południowochińskie. Tam od miesięcy sytuacja nie jest ustabilizowana, a chińskie roszczenia terytorialne wielokrotnie zaogniały stosunki ze wszystkimi krajami regionu. Nie wiadomo, jak Pekin przyjmie Donalda Trumpa jako oficjalnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jako elekt Trump daje Chińczykom wiele powodów do zmartwienia. Jego twitterowe wpisy karcące politykę prezydenta Xi i sprowadzające Chiny (przynajmniej według Trumpa) do pionu przeszkadzają na tyle, że trudno ocenić kierunki rozwoju amerykańsko-chińskich relacji po 20 stycznia. Tego samego dnia, gdy Barack Obama odda swój urząd, w szwajcarskim Davos pierwszy raz będzie obecny Xi Jinping. Być może będzie płakał w swojej limuzynie, być może będzie to nawet BMW. Być może także wspomni swojego ojca, Xi Zhongxuna, jednego z towarzyszy Mao Zedonga z pierwszych czasów tworzenia chińskiego komunizmu. Jeżeli mieszkańcy jego kraju od kilku lat w ten sposób wyrażają swoje emocje i mówią o rzeczach dla siebie ważnych, powinniśmy tak rozumieć historyczną, pierwszą chińską podróż na Światowe Forum Ekonomiczne. Lepiej w końcu jechać dobrym samochodem niż tłuc się rowerem, a zasłużony ojciec z pewnością w karierze nie przeszkodzi. Może wówczas rozczarowań związanych z chińskim pojmowaniem świata stanie się mniej.