Prezydent Xi Jinping stara się odbudować polityczną myśl przewodniczącego Mao. W nowoczesnym wydaniu z XXI wieku ideologia musi odnaleźć się wśród nowych pokoleń Chińczyków. Tych, którzy nie chcą za darmo poświęcać się dla ojczyzny, znosić trudów reform i przyjmować propagandę w każdej formie. Stosuje się zatem wybieg, by przynależność do czerwonej młodzieżówki jednoznacznie dawała szereg przywilejów już na starcie studiów. Xi chce wychować sobie następców pokazując im, że Chiny nie zamierzają trzymać głowy niżej od reszty świata.
Choć problemów na kontynencie Pekin ma wiele, nie rezygnuje ze starań o Hongkong i Tajwan. Oba terytoria mają jednoznacznie porzucić marzenia o suwerenności, przyszłość Tajpej w szczególności staje się problematyczna. Sygnały sprzeczne z dotychczasową polityką Stanów Zjednoczonych wysyła wobec Chin i Tajwanu Donald Trump, co także może mieć nieprzewidziane konsekwencje.
W internecie krąży obecnie nagranie z prelekcji na Hongkońskim Uniwersytecie. Gościem październikowego spotkania była tajwańska pisarka, także minister kultury Lung Yingtai. Po wykładzie na temat "Jeden utwór, jedna era" pani Lung skierowała pytanie do publiczności o najbardziej inspirujący ich zdaniem utwór. Alan Leong Ka-kit obecny przewodniczący prodemokratycznej Partii Obywatelskiej wybrał "My Way" Franka Sinatry, ale odpowiadający zaraz po nim Albert Chau Wai-lap, wiceprzewodniczący Hongkońskiego Uniwersytetu Baptystów zaskoczył wszystkich mówiąc o pieśni "Moja ojczyzna".
Utwór uchodzi za jeden z głównych komunistycznych hymnów w kraju. Chińczycy poznali go w 1956 roku w filmie "Bitwa o Shanggangling" poświęconemu wojnie w Korei. "Moja ojczyzna" rozpoczyna się od słów "Wielka rzeka" i tak pierwotnie miała się nazywać całą pieśń. Przez trzy zwrotki i trzykrotnie powtarzany z niewielkimi zmianami refren nie pada nawiązanie do wojny. Słowa chwalą piękno kraju i tylko raz pojawia się wzmianka o tym, że jak do tego cudownego miejsca chciałyby wedrzeć się wilki, zostaną potraktowane strzelbami. Reszta piosenki koncentruje się na wspominanym pięknie, tak jak mogłaby przypominać je sobie osoba teskniąca za prawdziwym domem.
Możemy sobie wyobrazić zdumienie gościa z Tajwanu, którego obywatel Hongkongu zapewnia, że najbardziej inspiruje go pieśń o tęsknocie za chińską ojczyzną. Jeszcze bardziej absurdalne wydaje się nagranie z uniwersytetu, gdy po wyznaniu pana Chau utwór zaczyna śpiewać spora część zgromadzonych na auli osób. Chińska prasa jest zachwycona i pisze o spontanicznym wykonaniu czerwonego hymnu. Słoneczniki i parasole - symbole pokojowych protestów w obronie niezależności od Chin odpowiednio na Tajwanie i Hongkongu - umierają i łamią się pod naporem takiego poparcia dla Pekinu.
Tajwańska pisarka nie kryła swojego zdziwienia wobec niespodziewanego wykonania równie nieoczekiwanej pieśni. Twierdzi, ze to, czego doświadczyła na kampusie uniwersytetu, nie wpłynie na jej zdanie o Hongkongu. Rządowy "Dziennik ludowy" uważa, ze o żadnym zdziwieniu nie powinno być mowy. "Moją ojczyznę" i sam film kojarzą wszyscy, kojarzy się dobrze, bo w końcu wychwala ojczyznę, a wątpliwości Pekinu budzi jedynie sceptyczne nastawienie reszty świata.