Historyczny hazard

Premier Japonii z dumą ogłasza nadchodzącą wizytę w Pearl Harbuor. Żeby zrozumieć prawdziwy motyw tej decyzji, nie trzeba cofać się w czasie do 7 grudnia 1941 roku.

Publikacja: 13.12.2016 21:49

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Wystarczy piątkowy wieczór w jednym z komitetów w niższej izbie japońskiego parlamentu. Po zaledwie pięciu godzinach i 33 minutach i bardzo powierzchownym omówieniu, nie zważając na głosy sprzeciwu nie tylko ze strony opozycji ale także na protest jednego z członków rządzącej koalicji przyjęto ustawę o hazardzie. Na jej podstawie w Japonii za kilka lat będą w stanie pojawić się kasyna.

Problem jest poważny, ponieważ już teraz kraj ma spory problem z grami hazardowymi. Nie można z nich oficjalnie korzystać, ale Japończycy obchodzą prawo w kreatywny sposób. W ogromnie popularnych salonach gry zwanej pachinko nie wychodzi się z pieniędzmi tylko z drobnymi fantami. Za rogiem wymienia się je na pieniądze, jednak to już dzieje poza terenem placówki. Teoretycznie, bo nad całym interesem i tak czuwa mafia, a o jej działaniach i tak wie policja. Ta przedziwna symbioza utrzymuje się od dekad. Układ sił mogą zmienić kasyna.

2 grudnia 2016 roku komisja miała rozpocząć debatę o tym, czy kasyna mogą być traktowane jako wyjątek w kodeksie prawnym. Według premiera Abe można by wyłączyć je z grupy oznaczającej zwykły hazard i zaliczyć do grona środków służących poprawie jakości biznesu. Wówczas nie podlegałyby karom. Jeżeli kraj mógłby wprowadzić takie zmiany, zgodnie z pomysłem premiera dałoby to podstawy do tworzenia tak zwanych "zintegrowanych ośrodków" ("integrated resorts"), kolejnego magnesu dla turystów na drodze do letnich igrzysk Tokio 2020.

Przeciwnicy tego pomysłu ostrzegają, że z IRami może być więcej problemów niz korzyści. Kraj i bez nich ma problem z hazardem. Poza pachinko Japończycy grają na wyścigach (nie tylko konnych ale i rowerowych zwanych keirin), walkach sumo, baseballu, madżongu i rozmaitych loteriach. 5 procent populacji nadużywa tej rozrywki, nie ma żadnych środków zaradczych ani specjalistów mogących pomóc odejść od hazardu. Forsowana ustawa nie precyzuje dokładnego sposobu zasilania lokalnych budżetów przez kasyna, a spodziewane potrojenie turystycznych odwiedzin - z obecnego poziomu 20 na 60 mln do 2030 roku - może być trudne do realizacji. Zamiast ludzi z całego świata kasyna prawdopodobnie masowo ściągną do Japonii głównie Chińczyków i oczywiście wspomnianych mafiozów.

Abe powtarza, że kasyna będą stanowić jedynie niewielki procent (mówi o 3 proc.) zintegrowanych ośrodków. W jego planie ich pozostała, przeważająca cześć stworzy miejsca pracy, pobudzi gospodarkę. 60 mln turystów w perspektywie 14 lat także nie jest dla niego zadaniem zbyt trudnym, ponieważ Japonia doskonale radzi sobie z przyciąganiem gości od momentu, gdy Abe doszedł do władzy. 8 mln z 2012 roku uległo więcej niż podwojeniu do 20 mln w 2016. Premier chwali się, że stworzył milion nowych miejsc pracy, że ci którzy chcą pracować, mogą teraz o wiele łatwiej znaleźć zajęcie.

Liderka opozycji, pani Renho (występuje jedynie pod imieniem, nosi nazwisko Murata) 7 grudnia podczas parlamentarnej debaty prowadzonej w stylu jeden-na-jednego z premierem zarzuciła mu kłamstwa wypowiadane równie łatwo co oddychanie. Podała przykład kompletnej ignorancji i złej woli podczas przyspieszonego przepychania ustawy - jeden z posłów rządzącej partii LDP, Yaichi Tanigawa zamiast mówić na temat podczas swojego wystąpienia nucił na mównicy buddyjską sutrę. Renho pytała Abe, dlaczego w równie ekspresowym tempie nie chce wprowadzać obiecanych zmian chroniących interesy pracowników wykorzystywanych podczas nadgodzin. Premier zbywał to twierdząc, że przecież nie jest dyktatorem. Zarzucał swojej rozmówczyni błędy podczas rządów jej partii.

Abe odbił zarzuty i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku przeforsował ustawę o kasynach. Prawdopodobnie zostanie przyjęta przed końcem obecnej sesji parlamentu wypadającej 14 grudnia. Media i tak zajmą się innym tematem, czyli wspominaną wizytą w Pearl Harbour. Premier z premedytacją otworzył drugi front, żeby przekierować uwagę kraju na politykę historyczną. Jadąc do zniszczonej przez wojska swojego kraju amerykańskiej bazy na Hawajach z jednej strony robi ukłon w stronę odchodzącego Obamy, który w sierpniu przyjechał do pamiętającej bombę atomową Hiroshimy. Wywołuje także krajowe demony pamięci o cierpieniach sprzed lat. Japońscy nacjonaliści, którym nie pasuje premier jadący z nawet niewypowiadanymi przeprosinami do dawnego wroga, skutecznie zagłuszą problem kasyn. Te z kolei być może przyciągną nie tylko turystów z Chin, ale i uwagę samego Donalda Trumpa. Abe spotkał się z nim osobiście jako pierwszy przywódca ze świata już 17 listopada. Być może uzgodniono, że w taki sposób Japonia dodatkowo zyska przychylność nowej administracji.

Grudniowe Pearl Harbour przydaje się w tej rozgrywce idealnie. Historia zna już takie przypadki. W dniu, w którym Tokio dostało prawo do organizacji igrzysk w 2020 roku, do mediów trafiła informacja, że prokuratura nie postawi władzom firmy TEPCO zarzutów karnych za niedopełnienie procedur prowadzących do katastrofy w Fukushimie. Abe doskonale wie, jak w polityce grać na czas i jak przedstawić swoje intencje w sposób doskonale nieprzejrzysty. Na Hawaje jedzie, by jak sam mówi oddać hołd "giseisha", duszom ofiar tamtych czasów. Zarówno Amerykanom jak i Japończykom. Powtarza, by nigdy nie popełnić błędów wojny, które prowadzą do okrucieństwa. Że przyszłe pokolenia mają to zrozumieć i zobaczyć pojednanie między oboma kiedyś zwaśnionymi narodami. Jednak równie prawdopodobne jest to, że państwowa telewizja NHK nie opisze wydarzeń z 7 grudnia 1941 roku jako japońskiego ataku na Amerykanów, od którego rozpoczęły się prawdziwie czarne dni na dalekich frontach. Że przemilczy się japoński nacjonalizm i po kilku dniach wróci do chwalenia zmian w konstytucji, którymi premier chce zwiększać uprawnienia japonskich Sił Samoobrony. W międzyczasie kasyna przejdą wszystkie głosowania i wrzawa nad nimi ucichnie. Opinia publiczna nie zauważy, bo i tak będzie zajęta czym innym.

Wystarczy piątkowy wieczór w jednym z komitetów w niższej izbie japońskiego parlamentu. Po zaledwie pięciu godzinach i 33 minutach i bardzo powierzchownym omówieniu, nie zważając na głosy sprzeciwu nie tylko ze strony opozycji ale także na protest jednego z członków rządzącej koalicji przyjęto ustawę o hazardzie. Na jej podstawie w Japonii za kilka lat będą w stanie pojawić się kasyna.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę