Wystarczy piątkowy wieczór w jednym z komitetów w niższej izbie japońskiego parlamentu. Po zaledwie pięciu godzinach i 33 minutach i bardzo powierzchownym omówieniu, nie zważając na głosy sprzeciwu nie tylko ze strony opozycji ale także na protest jednego z członków rządzącej koalicji przyjęto ustawę o hazardzie. Na jej podstawie w Japonii za kilka lat będą w stanie pojawić się kasyna.
Problem jest poważny, ponieważ już teraz kraj ma spory problem z grami hazardowymi. Nie można z nich oficjalnie korzystać, ale Japończycy obchodzą prawo w kreatywny sposób. W ogromnie popularnych salonach gry zwanej pachinko nie wychodzi się z pieniędzmi tylko z drobnymi fantami. Za rogiem wymienia się je na pieniądze, jednak to już dzieje poza terenem placówki. Teoretycznie, bo nad całym interesem i tak czuwa mafia, a o jej działaniach i tak wie policja. Ta przedziwna symbioza utrzymuje się od dekad. Układ sił mogą zmienić kasyna.
2 grudnia 2016 roku komisja miała rozpocząć debatę o tym, czy kasyna mogą być traktowane jako wyjątek w kodeksie prawnym. Według premiera Abe można by wyłączyć je z grupy oznaczającej zwykły hazard i zaliczyć do grona środków służących poprawie jakości biznesu. Wówczas nie podlegałyby karom. Jeżeli kraj mógłby wprowadzić takie zmiany, zgodnie z pomysłem premiera dałoby to podstawy do tworzenia tak zwanych "zintegrowanych ośrodków" ("integrated resorts"), kolejnego magnesu dla turystów na drodze do letnich igrzysk Tokio 2020.
Przeciwnicy tego pomysłu ostrzegają, że z IRami może być więcej problemów niz korzyści. Kraj i bez nich ma problem z hazardem. Poza pachinko Japończycy grają na wyścigach (nie tylko konnych ale i rowerowych zwanych keirin), walkach sumo, baseballu, madżongu i rozmaitych loteriach. 5 procent populacji nadużywa tej rozrywki, nie ma żadnych środków zaradczych ani specjalistów mogących pomóc odejść od hazardu. Forsowana ustawa nie precyzuje dokładnego sposobu zasilania lokalnych budżetów przez kasyna, a spodziewane potrojenie turystycznych odwiedzin - z obecnego poziomu 20 na 60 mln do 2030 roku - może być trudne do realizacji. Zamiast ludzi z całego świata kasyna prawdopodobnie masowo ściągną do Japonii głównie Chińczyków i oczywiście wspomnianych mafiozów.
Abe powtarza, że kasyna będą stanowić jedynie niewielki procent (mówi o 3 proc.) zintegrowanych ośrodków. W jego planie ich pozostała, przeważająca cześć stworzy miejsca pracy, pobudzi gospodarkę. 60 mln turystów w perspektywie 14 lat także nie jest dla niego zadaniem zbyt trudnym, ponieważ Japonia doskonale radzi sobie z przyciąganiem gości od momentu, gdy Abe doszedł do władzy. 8 mln z 2012 roku uległo więcej niż podwojeniu do 20 mln w 2016. Premier chwali się, że stworzył milion nowych miejsc pracy, że ci którzy chcą pracować, mogą teraz o wiele łatwiej znaleźć zajęcie.