12 lipca, gdy wiadomości dotyczące Chin zostały zdominowane przez werdykt w sprawie morza Południowochińskiego, pojawiła się informacja mniej spodziewana. Pozytywna, optymistyczna i dająca nadzieję dla Chin. Żeby przynajmniej nie cały świat obracał się przeciwko nim po przegranej sprawie w międzynarodowym sądzie.

Magazyn The Times dał do zrozumienia, że w Wielkiej Brytanii może przyjąć się chiński sposób nauczania matematyki. Dzieci z tego kraju od lat uzyskują znakomite wyniki w testach porównujących uczniów z całego świata, chińscy stypendyści masowo dostają się na najlepsze uczelnie, słowem, coś wyjątkowego w tamtejszym rozumieniu liczb musi istnieć. Metoda, która mogłaby trafić do brytyjskich szkół, została w skrócie nazwana "szanghajską matematyką".

Badania poziomu 15-latków uczęszczających do szkół w Szanghaju ani chwili rówieśnikami z Wielkiej Brytanii pokazują aż trzy letnią przewagę przerobionego materiału na korzyść Chińczyków. Nowy program nauczania został ogłoszony przed dwoma tygodniami przez brytyjski departament edukacji. Według pierwszych założeń będzie dotyczyć ponad 8 tys. podstawówek, połowy szkół tego poziomu w kraju.

Nie wszystkim metoda z Szanghaju się podoba. Jej krytycy twierdzą, ze młodzież z tego miasta, ale także z Singapuru i Japonii, gdzie jest ona stosowana, nie umie posługiwać się matematyką w codziennym życiu. Chińskie liczenie ma według nich kształcić mechaniczne powtarzanie formułek i przygotowywać do zdawania kolejnych testów.

Czy chińska matematyka przyjmie się w Europie pokaże czas, jednak już teraz wiadomo, że chińska młodzież nie będzie w stanie bawić się w wolnym czasie Pokemonami jak ich zachodni koledzy. Gra Pokemon GO może do Państwa Środka nawet wcale nie trafić,  że względu na strach przed ujawnianiem tajemnic państwowych. Chiński MSZ przyznaje, że nie życzy sobie, by twórcy aplikacji z USA i Japonii mieli dostęp do informacji o ich wojsku, bazach oraz terenach zastrzeżonych. Rozrywka, która obecnie podbija cały świat, w Chinach postrzegana jest jako ogromne zagrożenie. I to nie ze względu na - tak krytykowane na Zachodzie - rozpraszanie uwagi podczas chodzenia po ulicy czy jazdy samochodem. Jak widać wszystko jest kwestią przystawienia do tego samego problemu różnych filtrów rozumienia. Pozostaje liczyć na zmiany i wzajemne zrozumienie. Obojętnie czy na sposób uczony w Szanghaju czy nie.