Deklaracje Lupy znajdujemy w opublikowanym przez Tygodnik Powszechny i e-teatr.pl monologu reżysera z instalacji „SPI>RA>LA“. Na e-teatrze tekst zamieszczony został w dzień po tym, jak Beata Szydło wystąpiła jedynie na tle polskich flag. Następnie artykuł przetoczył się przez Internet, udostępniany przez wszystkich, którzy współuczestniczyli w bólu Lupy. Dziś wszystkie te jeremiady przerażonych brzmią naiwnie – mówi reżyser. A jednak powtarzane są jak mantra. Ci przerażeni i nagle osamotnieni nie rozumieją, w jakim świecie się znaleźli. Nie rozumieją, w jaki sposób nie znalazło się 10 procent ludzi, którzy zagłosowaliby na humanistyczny postęp?

Minęło już trochę czasu od monologu Lupy, a na podobnie patetyczne wynurzenia zebrało się popularnemu malarzowi Wilhelmowi Sasnalowi. Artysta również nie zawodzi. W jego wywiadzie dla Newsweeka znajdujemy podobnego rodzaju elitystyczne uproszczenia i prymitywne antypolskie slogany. Dowiadujemy się więc, że Polska jest krajem nudnym do zerzygania, a biało-czerwona flaga – podobnie jak Lupie – kojarzy mu się z flagą ze swastyką. Oczywiście malarz deklaruje, że chciał „s...ć” z kraju, ale jednak z bólem serca zdecydował się znosić polską bezinteresowną złość i wrodzony antysemityzm.

Z monologu reżysera i wywiadu z Sasnalem wyziera alienacja w czystej postaci. Jest to jednak alienacja uświadomiona zbyt późno. Artysta – taka w końcu jego rola – nie przemawia tylko w swoim imieniu, ale w imieniu jakiejś zbiorowości. Lupa i Sasnal przemawiają w imieniu elit, które alienowały się tak długo, że aż się skutecznie wyalienowały. Uprzywilejowanych elit, które zamknęły się w świecie, w którym baza to brak kłopotów finansowych, praca i mieszkanie, a symboliczna nadbudowa to europejska flaga i sztuka awangardowa. Nic dziwnego, że tak wielu poczuło ból Lupy, kiedy ich słodka lecz oderwana od rzeczywistości narracja się rozpadła. Kiedy o kraju zadecydowali ci, którzy w polskiej fladze widzą wolność, a nie strach. Ci, którym nie są obce kłopoty finansowe i mieszkaniowe czy brak pracy. Ci, którzy mają wystarczająco dużo poważniejszych problemów, by chodzić na awangardowe spektakle.