Klauzula obejścia prawa miała być batem tylko na firmy, które kombinują, by nie zapłacić podatku dochodowego. W noweli ordynacji podatkowej jest ginący w gąszczu innych, ale ważny przepis. Sprawi, że klauzula będzie orężem nie tylko w walce ze sztucznymi konstrukcjami między powiązanymi spółkami, dzięki którym płacą mniejszy CIT. Fiskus będzie mógł ją wykorzystać również przeciwko tym, którzy kombinują w VAT.

Jak? Uznać np., że bar, który lornetę z meduzą sprzedaje taniej niż oddzielnie galaretę i oddzielnie dwie setki, dąży do uzyskania korzyści podatkowej. Skoro w zestawie obniża cenę wódki, a nie galarety, bo do wódki dolicza 23 proc. VAT, a do galarety tylko 8 lub 5 proc., to zarabia. Ktoś powie: ale jak to? Przecież sądy potwierdziły, że restauracja ma prawo dowolnie ustalać ceny. Tak, ale wtedy nie było klauzuli obejścia prawa. A teraz będzie i obejmie VAT.

Jak w nowej rzeczywistości zareaguje Temida? Nie wiadomo. Pewne jest, że jeśli chodzi o VAT, nie będzie się można postarać o ochronną interpretację za, bagatela, 20 tys. zł. Nie będzie też limitów, jak w PIT i CIT. Słowem, fiskus będzie mógł dręczyć bez ograniczeń. I nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby ścigał tych, co wyłudzają miliony złotych na firmy słupy i fałszywe faktury.

Prominentni politycy PiS zapowiedzieli poprawę ściągalności VAT. Eksperci jednak nie mają wątpliwości, że klauzula nie uderzy w oszustów, przez których budżet traci nawet 40 mld zł rocznie. Ci są przebiegli i by ich złapać, potrzebny jest jak najszybciej centralny rejestr faktur oraz zaangażowani, sprawni urzędnicy.

Warto na koniec przypomnieć, że pani premier obiecywała w exposé wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw. Osobiście obawiam się, że urzędnik wyposażony w nowe uprawnienie w postaci klauzuli zadowoli się raczej wróblem w garści. A o ułatwieniach – za sprawą jednego przepisu – trzeba niestety zapomnieć.