Najnowsza uchwała Sądu Najwyższego to dobra wiadomość dla stron, a zwłaszcza adwokatów i radców. Choć formalnie pieniądze zasądzane są dla wygrywającego, prawnicy często umawiają się z klientem, że będą one ich honorarium.
Cena liczenia
Kwestia określenia wysokości kosztów sądowych wynikła w sprawie, jaką wytoczyli rodzice i rodzeństwo Katarzyny P., śmiertelnej ofiary wypadku samochodowego. Domagali się zadośćuczynienia od Towarzystwa Ubezpieczeń Generali, w którym ubezpieczony był sprawca wypadku. Zasądzając matce 80 tys. zł, a pozostałym krewnym po 60 tys. zł, sąd uznał, że przysługuje im zwrot kosztów jednego pełnomocnika według minimalnej stawki adwokackiej: 3,6 tys. zł za pierwszą instancję i 2,7 tys. zł za drugą (razem 6,3 tys. zł) podwyższony o 100 proc., gdyż prawnik reprezentował cztery osoby. W sumie sąd zasądził 12,6 tys. zł, które podzielił na czterech powodów. Dla każdego przypadło po 3150 zł. Powodowie nie zgodzili się z takim werdyktem. W odwołaniu przekonywali, że każdemu z nich należy się przynajmniej cała stawka minimalna, a więc po 6,3 tys. zł.
Rzeszowski Sąd Apelacyjny, rozpatrując zażalenie, powziął wątpliwości, jak określić kwotę kosztów pełnomocnika w takiej sytuacji i o rozstrzygnięcie zwrócił się do Sądu Najwyższego.
Zależy, z której strony
Pełnomocnik Towarzystwa, mecenas Oskar Lipiński, mówił przed SN, że w takiej sytuacji pozwany (w razie przegranej) powinien refundować powodowi wydatki, jakby chodziło o jedną sprawę, formalnie jest to bowiem jedna sprawa.
– Gdyby stał pan po przeciwnej stronie, zapewne argumentowałby przeciwnie – zażartował sędzia SN Jacek Gudowski.