Sąd Okręgowy naprawdę rozumie, że stawka za obronę z urzędu w sprawach o wykroczenia została ustanowiona na niskim poziomie, ale jest to decyzja ustawodawcy i jeżeli obrońca uważa, że to za mało, powinien udać się do najbliższego biura poselskiego lub bezpośrednio do Ministerstwa Sprawiedliwości i zgłosić postulat de lege ferenda – takie stanowisko wyraził piotrkowski sędzia w orzeczeniu będącym pochodną sprawy o spór graniczny.
Problem sprowadzał się do wywołania nieuzasadnionej interwencji policji. Poszło natomiast o przebieg płotu rozdzielającego działki skonfliktowanych ze sobą braci.
Zdaniem prawnika, będącego obrońcą z urzędu jednego z nich, należało mu się wynagrodzenie wyższe niż te określone w rozporządzeniu w sprawie taks adwokackich z 2015 r. W jego ocenie mocno się bowiem przy sprawie napracował. Na podstawie § 4 wskazanego aktu – w związku z nakładem pracy – wystąpił o zasądzenie taksy powyżej minimalnych wartości (wtedy maksymalna stawka za prowadzenie sprawy o wykroczenie wynosiła 360 zł, przyjęta była jednak zasada, że zasądza się 1/2 kwoty maksymalnej).
W piśmie do sądu adwokat argumentował, że w sprawie zeznawali świadkowie podający sprzeczne informacje, co utrudniało mu ustalenie stanu faktycznego i wymagało przeprowadzenia dogłębnej analizy. Nieszczególnie przemówiło to jednak do sędziego, który taki sposób argumentacji uznał za trącący megalomanią.
W uzasadnieniu sędzia stwierdził, że w omawianym procesie przesłuchiwanych było raptem kilku świadków, to, że w sprawie sądowej związanej ze sporami sąsiedzkimi i rodzinnymi występują dwie grupy osobowych źródeł dowodowych relacjonujących zupełnie odmiennie, jest powszechne i borykanie się z tym stanowi chleb powszedni każdego adwokata i radcy prawnego (żeby o zawodzie sędziego i prokuratora nie wspomnieć), a sprawa z całym szacunkiem dla jej stron miała charakter banalny. Sędzia zaznaczył, że jego celem nie jest deprecjonowanie pracy pełnomocnika.