Za decyzje reprywatyzacyjne wydane z rażącym naruszeniem prawa urzędnicy z ratusza mogą zapłacić z własnej kieszeni.
– Do odpowiedzialności mogą zostać pociągnięci nie tylko ci, których podpis widnieje na decyzjach administracyjnych. Jeżeli się udowodni, że także inne osoby brały udział w postępowaniu, np. wydając polecenia, winnych może być więcej – mówi prof. Jakub Stelina z Uniwersytetu Gdańskiego.
Zanim jednak tak się stanie, miną lata. Do odpowiedzialności mogą zostać pociągnięci na podstawie ustawy o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa, która obowiązuje od ponad pięciu lat. Jej skuteczność pozostawia jednak wiele do życzenia.
– Do końca zeszłego roku w naszych bazach statystycznych nie odnotowano prawomocnych skazań na podstawie tej ustawy – mówi Milena Domachowska z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Zawiła procedura
Postępowanie ciągnie się bowiem latami. Aby ukarać urzędnika, trzeba najpierw wyczerpać procedurę: sąd administracyjny musi uznać decyzję za wydaną z rażącym naruszeniem prawa. Po uprawomocnieniu się wyroku poszkodowany może wnieść pozew do sądu cywilnego i domagać się odszkodowania. Dopiero potem dyrektor urzędu, który wypłacił odszkodowanie, składa do prokuratora wniosek o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. W razie stwierdzenia, że są podstawy do wytoczenia przeciwko funkcjonariuszowi powództwa, wzywa go do dobrowolnej zapłaty odszkodowania. Jeśli urzędnik tego nie zrobi, można skierować sprawę do sądu cywilnego.