Odpowiedzi na te pytania mają być łatwiejsze od 1 czerwca tego roku. Ale o co właściwie chodzi? Prawie dwa miesiące temu weszły w życie przepisy, które regulują kwestie zawierania przez prywatne firmy ugód z sektorem publicznym. Dotychczas urzędnik bywał istotą z gruntu bojaźliwą. Jego strachliwość w rezultacie kosztowała budżet i podatnika. Nasze prawo nie zachęcało do zawierania z przedsiębiorcami porozumień w sprawach sporno-konfliktowych, zwłaszcza gdy w tle sprawy były prawdziwe pieniądze, czyli na przykład odszkodowania czy zaległe należności cywilnoprawne za roboty, dostawy czy usługi. Lepiej i bezpieczniej było wdać się w długoletni spór sądowy i uparcie walczyć o swoje. Czas leciał, pieniądze publiczne też – nie wspominając już o kosztach procesowo – sądowych. Wyroku jak nie było, tak nie było. A jak wreszcie był, to pozwalał usprawiedliwić działania urzędnika. To nie my. To w tych sądach zdecydowali – rozlegało się donośne wołanie w ministerialnych i samorządowych stołówkach. Urzędnik chował głowę w piasek, bo bał się podejrzenia o naruszenie dyscypliny finansowej. Dlatego też w środowisku urzędniczym powodzeniem nie cieszyły się mediacyjne metody rozwiązywania gospodarczych zawirowań. Woleli oni przechodzić drogę przez mękę, czyli dostępne instancje, apelacje i kasacje, jakie w swej szlachetności i dobroci, przewidział ustawodawca.