Do końca maja można było zgłaszać się do postępowania kwalifikacyjnego na urzędnika mianowanego. W tym roku zgłosiło się rekordowo mało chętnych – zaledwie 566, choć szansa na mianowanie jest większa niż w ostatnich latach. Limit mianowań jest bowiem wyższy od ubiegłorocznego o 80 miejsc i wynosi 280. Dla porównania w zeszłym roku przy limicie 200 w postępowaniu konkursowym brało udział 828 osób. Dwa lata temu było to 607.
Pokłosie zmian prawa
Według ekspertów taka sytuacja to po części pokłosie nowelizacji ustawy o służbie cywilnej z grudnia 2015 r.
– Przystępujący w zeszłym roku do egzaminu przygotowywali się do niego jeszcze przed zmianą przepisów. Decyzję o starcie w tegorocznym naborze członkowie korpusu służby cywilnej podejmowali już pod rządami nowych – zauważa prof. Hubert Izdebski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Co się zmieniło? Nowelizacja drastycznie zmieniła zasady awansu. Zlikwidowała bowiem konkurencyjny nabór na stanowiska kierownicze. Co więcej, urzędnicy mianowani, jeśli w ogóle awansują, mogą na tym stracić finansowo. Przy powołaniu na dyrektora tracą bowiem dodatek dla urzędnika mianowanego. W zamian zyskują dodatek funkcyjny, który może być niższy. Wynosi on od ok. 370 zł, a dodatek dla urzędnika służby cywilnej to minimum 881 zł miesięcznie. Wraz z awansem rośnie – o 337 zł po przyznaniu drugiego stopnia i o 375 zł po kolejnym.