Tydzień po zamachach w Barcelonie i miesiąc przed referendum w sprawie niepodległości Katalonii Mariano Rajoy chciał, aby jego deklaracja zrobiła jak największe wrażenie. Dlatego wybrał poniedziałkową konferencję prasową w Pałacu Elizejskim, wieńczącą szczyt francusko-niemiecko-włosko-hiszpański – poinformował na niej, że „w krótkim czasie" zwoła w Madrycie spotkanie szefów MSW, wywiadu i policji, aby zbudować skuteczny i stały mechanizm współpracy w walce z terroryzmem. Tyle że tym razem skład uczestników spotkania ma zostać poszerzony o Polskę i Wielką Brytania.
Mariano Rajoy, zamiast kontynuować forsowany przez Emmanuela Macrona format „dyrektoriatu starej Unii" złożonego z czterech państw członkowskich, reanimował pomysł „wielkiej szóstki". I to w obszarze, który w tej chwili dla Hiszpanii jest najważniejszy: walki z dżihadyzmem, wymiany najbardziej wrażliwych dla bezpieczeństwa państwa informacji.
Francuski dyktat
W Madrycie wskazują, że to wniosek z przypadku Abdelbaki es Satty'ego, imama z Ripoll, który choć został wydalony przez Belgów do Hiszpanii z powodu podejrzeń o radykalizm, nadal budował siatkę terrorystów w Katalonii. Koordynacja działań krajów europejskich zawiodła i Rajoy nie chce, aby to się powtórzyło.
Ale włączenie do takiej współpracy Polski, kraju, który ma niewielkie doświadczenie w walce z terroryzmem i który nie chciał się przyłączyć do rozwiązania kryzysu migracyjnego w Unii, wcale nie było oczywiste. Po zamachach w Barcelonie szef MSW Mariusz Błaszczak nie cofnął się przecież przed kontrowersyjną reakcją pomyślaną głównie na użytek wewnętrzny: w ile europejskich miast mają jeszcze uderzyć terroryści, żeby Unia się obudziła? Żeby Komisja Europejska przyznała, że przyjmowanie „na oślep" wszystkich, którzy dopłyną do europejskich wybrzeży, jest zakładaniem Europie pętli na szyję?
W ubiegłym tygodniu Macron pominął Polskę, próbując zbudować koalicję na rzecz dyrektywy o pracownikach delegowanych.