– Najwyższy czas, by przywrócić niezależność Trybunału Konstytucyjnemu oraz wycofać przepisy reformujące sądownictwo bądź dostosować je do Konstytucji RP oraz europejskich standardów w zakresie niezależności sądownictwa – powiedział w środę Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej.
I ogłosił kolejny krok w trwającej od stycznia 2016 r. ofensywie o przywrócenie praworządności w Polsce. Najpierw chodziło o Trybunał Konstytucyjny, teraz KE negatywnie ocenia także podpisaną przez prezydenta ustawę o sądach powszechnych. Nie jest też pewna, w jakiej formie powrócą zawetowane projekty ustaw: o Sądzie Najwyższym oraz o Krajowej Radzie Sądownictwa. Wysyła więc ostrzeżenia.
W pakiecie ogłoszonym w środę wyróżnić trzeba trzy nowe elementy. Po pierwsze nowa, trzecia już rekomendacja w procedurze ochrony praworządności w Polsce. Powtarza ona argumenty dotyczące TK i dokłada wątpliwości odnośnie do podpisanej już ustawy o sądach powszechnych, ale także dwóch zawetowanych. W szczególności apeluje do Sejmu, żeby nie zatwierdzał żadnych przepisów, które miałyby na celu przeniesienie lub wymuszenie przejścia w stan spoczynku sędziów Sądu Najwyższego. Gdyby do tego doszło, KE rezerwuje sobie prawo uruchomienia procedury przewidzianej w artykule 7 traktatu o UE.
I to jest drugi nowy element. O artykule 7 wspomina się od dawna, ale po raz pierwszy został on wpisany jako kolejny krok w rekomendacji przedstawionej przez Komisję polskiemu rządowi. Artykuł ten przewiduje, że Rada Europejska, czyli przywódcy państw członkowskich, stwierdza naruszenie praworządności. Do tego potrzebna jest większość 4/5, czyli 23 z 28 państw. W następnym kroku Rada może nałożyć sankcje, czyli zawiesić państwo w prawie głosu lub zamrozić wypłatę funduszy strukturalnych. Do tego jednak potrzebna jest jednomyślność, a Węgry już zapowiedziały, że byłyby przeciw.
Pozostaje więc tylko pierwszy etap procedury, czyli napiętnowanie państwa członkowskiego. Nawet bez sankcji jest to jednak bardzo bolesne, bo da innym państwom pretekst do podważania praw i interesów Polski w procesie decyzyjnym w UE, a także w procesie uznawania polskich wyroków. Bo – jak przypomniał Timmermans – każdy sędzia krajowy jest jednocześnie sędzią unijnym, gdy orzeka o przestrzeganiu prawa UE. I nie może być podejrzeń, że wydaje werdykt na podstawie „telefonu od polityka".