Rzeczpospolita: Ruch Pięciu Gwiazd i Liga są u progu utworzenia rządu we Włoszech, po raz pierwszy w kraju założycielskim Unii będą u władzy antyeuropejskie ugrupowania populistyczne. Obawia się pan o przyszłość zjednoczonej Europy?
Herman Van Rompuy: Od wyborów prezydenckich we Francji musimy odróżniać populizm od antyeuropejskości. Marine Le Pen już przyznaje, że da się wypełnić program Frontu Narodowego bez wyprowadzania kraju z Unii i ze strefy euro. Także Ruch Pięciu Gwiazd nie chce już referendum w sprawie euro, a jego założyciel, Beppe Grillo, próbował nawet przystąpić do najbardziej proeuropejskiej grupy w Parlamencie Europejskim, liberałów Guya Verhofstadta. Nie obawiam się więc o przetrwanie Unii i strefy euro. Ale to są ugrupowania, które nie będą chciały reformować unii walutowej, strefy Schengen, przeprowadzać innych zmian, które proponują Angela Merkel i Emmanuel Macron. [o reformie strefy Schengen – rozmowa z Hermanem Van Rompuyem >F2]. I tym się martwię.
Dlaczego wybór Macrona w maju 2017 r. zmienił podejście populistów?
Już przed debatą telewizyjną z Le Pen było jasne, że Macron wygra, powiedzmy stosunkiem 60 do 40 proc. Ale dzięki temu, że przekonał widzów do swojego programu europejskiego, uzyskał w wyborach zwycięstwo przytłaczające. To zrozumiał Front Narodowy, ale też i inni. W kampanii przed listopadowymi wyborami parlamentarnymi Wolnościowa Partia Austrii ani razu nie zasugerowała, że kraj powinien opuścić Unię czy strefę euro. Zaś w porozumieniu rządowym, jaki zawarła z Austriacką Partią Ludową, też nie było w sprawach integracji czegokolwiek niepokojącego. Dlatego kraje Unii nie zareagowały sankcjami na powstanie tego rządu, jak to było w 2000 roku.
Fidesz na Węgrzech i PiS w Polsce przejęły jednak władzę przed zwycięstwem Macrona. To ugrupowania dla Unii bardziej niebezpieczne?