Co realnie może osiągnąć Pesco?
Dwie rzeczy: skuteczniej wydawać fundusze na obronę i uzyskać zdolność do przeprowadzania samodzielnych operacji wojskowych. W 2016 r. Unia przeznaczyła 1,4 proc. PKB na obronę, 250 mld euro. To o wiele więcej, niż wydała Rosja, Chiny. Tylko że nikt nie obawia się Unii, jak obawia się Rosji czy Chin. Dlaczego? Bo wydajemy te pieniądze źle. Większość idzie na biurokrację, na utrzymanie sił zbrojnych, które nie odpowiadają dzisiejszym potrzebom. W ramach Pesco chcemy, aby kilka krajów połączyło siły wokół projektów, których samodzielnie nikt nie przeprowadzi. Jeden z nich dotyczy dronów, gdzie na badanie trzeba przeznaczyć 8–10 mld euro, bez gwarancji sukcesu. Ale razem z Włochami, Francją, Niemcami, wsparciem Brukseli możemy osiągnąć sukces. Inny pomysł zakłada harmonizację szkoleń kadry dowódczej odpowiedzialnej za przyszłe operacje wojskowe Unii. Holendrzy wylansowali z kolei ideę „wojskowego Schengen" – swobody przemieszczania się wojsk po całej Wspólnocie. To się Polsce bardzo podoba.
O europejskiej obronności mówi się od 18 lat. Dlaczego teraz miałoby się udać?
Ocena zagrożenia w Unii całkowicie się zmieniła w 2014 r. Wtedy Rosjanie zajęli Krym, weszli do Donbasu, zaś Abu bakr-al Baghdadi ogłosił tzw. kalifat w Syrii.
A Barack Obama zdecydował, że Ameryka nie będzie więcej interweniować na Bliskim Wschodzie...
To jest zrozumiałe. Prezydent Obama tłumaczył premierowi Hiszpanii, że jedną z rzeczy, które najbardziej go zajmują, od kiedy jest w Białym Domu, jest los imperiów, choć on akurat użył słowa „wielkich państw", które upadły, bo nadmiernie zaangażowały się na świecie, podjęły się zadań, które przekraczały ich możliwości polityczne i gospodarcze. George W. Bush zaczął popełniać błąd, który zrobiły imperia hiszpański, francuski, brytyjski. I oczywiście Związek Radziecki, a zapewne i dzisiejsza Rosja, której gospodarka nie jest większa od hiszpańskiej, a to nie wystarczy, aby mieć ambicje o skali globalnej. Obama uznał więc, że dla Ameryki strategiczne znaczenie ma Pacyfik, Chiny, ale Bliski Wschód nie.
Co zrobi Hiszpania, jeśli Rosjanie wkroczą do Narwy?
Będziemy w pierwszej linii walki: mamy 370 żołnierzy na Łotwie, a cztery nasze myśliwce Eurofighter patrolują niebo krajów bałtyckich.
To nie wystarczy, aby zatrzymać rosyjską ofensywę...
Nie chodzi o natychmiastowe odrzucenie Rosjan, tylko uświadomienie Moskwie, że wkraczając do krajów bałtyckich, wchodzi w konflikt z całym NATO i zapłaci straszliwą cenę. W ciągu 48 godzin Hiszpania jest w stanie przerzucić kolejne 5–6 tys. elitarnych żołnierzy.
Za 20–30 lat powstanie jedna armia europejska?
Za mojego życia nie powstanie! Ale w ciągu pięciu–dziesięciu lat Europa będzie miała skuteczną siłę ekspedycyjną zdolną brać udział w takich konfliktach jak Syria. To nasz cel, a także Niemiec, Francji, Włoch.
A Polski?
Tego nie wiem.