Kto zostanie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego

We wtorek rozegra się bitwa się o stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego.

Aktualizacja: 16.01.2017 19:29 Publikacja: 15.01.2017 18:45

Kandydaci podczas ubiegłotygodniowej debaty w Brukseli. Ci z największymi szansami stoją w środku: G

Kandydaci podczas ubiegłotygodniowej debaty w Brukseli. Ci z największymi szansami stoją w środku: Guy Verhofstadt, Gianni Pittella i Antonio Tajani.

Foto: AFP, Emmanuel Dunand

Korespondencja z Brukseli

Bo po raz pierwszy politycy uznali, że to miejsce może być odskocznią do politycznej kariery w Brukseli lub w ich ojczyznach.

Nigdy się nie zdarzyło, żeby na dwa dni przez wyborami nie było wiadomo, kto je wygra. Zazwyczaj wcześniej zawierane były sojusze, która dawały arytmetyczną większość. Od 2004 roku była to wielka koalicja chadeków i socjalistów, czyli dwóch największych grup politycznych. Frakcje te dzieliły się pięcioletnią kadencją na pół: przez 2,5 roku szefem PE był przedstawiciel jednej grupy, przez kolejne 2,5 roku – drugiej. Teoretycznie tak powinno być i tym razem, bo z umowy podpisanej 24 czerwca 2014 roku, a ujawnionej w ubiegłym tygodniu, jasno wynika, że pierwszą połowę kadencji rządzi socjalista, a drugą chadek. Europejska Partia Ludowa, do której należą PO i PSL, się z niej wywiązała i zagłosowała w 2014 roku na Martina Schulza.

Teraz jednak socjaliści i demokraci z koalicji wychodzą i nie zamierzają głosować na chadeka Antonio Tajaniego. Wystawiają własnego kandydata. Jest nim Gianni Pittella, również Włoch. Przedstawiane przez nich powody są absurdalne. Raz mówią, że koalicja w dzisiejszych czasach nie ma sensu, bo chadecy i socjaliści różnią się w spojrzeniu na unijne problemy i inaczej głosują. Ale umowa nic nie mówi o wspólnych głosowaniach w jakiejkolwiek unijnej sprawie, chodzi tylko o obsadę stanowisk. Drugi argument socjalistów brzmi, że skoro szefami pozostałych instytucji unijnych są również chadecy (Rady Europejskiej – Donald Tusk, a Komisji – Jean-Claude Juncker), to Parlament powinien przypaść socjaliście. Tyle że umowa z 2014 roku nic nie mówiła o innych instytucjach. A sami eurodeputowani zawsze podkreślali, że stanowisko szefa PE nie powinno wchodzić do partyjno-geograficznej układanki przy obsadzie wysokich stanowisk.

Zatem o co chodzi socjalistom, nie wiadomo. A w polityce jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o władzę. Przez lata stanowisko szefa PE było protokolarnie najważniejsze w Unii, ale realnej władzy nie dawało. Ta w Parlamencie leży w rękach szefów najważniejszych frakcji. Szefami PE zostawały osoby o uznanym dorobku, ale bez wielkiego znaczenia politycznego w swoich grupach lub dochodzące już do końca kariery politycznej. Tako było z mało znanym hiszpańskim socjalistą Josepem Borrelem czy Niemcem Hansem-Gertem Pötteringiem. Ten drugi był co prawda szefem frakcji EPL, ale w Niemczech był praktycznie nieznany, a stanowisko przewodniczącego PE stanowiło ukoronowanie jego długiej kariery w PE. Podobnie Jerzy Buzek: on też stanowiska szefa PE nie potrzebował do dalszej kariery, bo zdążył być wcześniej premierem Polski. Wszyscy oni odgrywali swoją rolę zgodnie z tradycją: jako neutralni, godni reprezentanci PE, bez ambicji politycznych.

Ten model do góry nogami wywrócił Martin Schulz. Niemiecki socjalista na czele PE nie ukrywał swoich poglądów i ambicji. Wykorzystał je do zwiększenia wagi PE (podstawę prawną dał mu traktat lizboński), do obsadzenia swoimi ludźmi wysokich stanowisk urzędniczych w Parlamencie, ale przede wszystkim do zrealizowania osobistych ambicji politycznych. Na swoim stanowisku dbał o interesy Niemiec, ale jednocześnie potrafił poróżnić się z Angelą Merkel tak, żeby dało mu to pozycję jej głównego adwersarza w Niemczech. Ku zdumieniu obserwatorów sceny politycznej przyniosło mu to rozpoznawalność i popularność w swojej ojczyźnie, choć nie był politykiem krajowym. I teraz ma szanse na wysokie rządowe stanowiska, a w przyszłości może nawet liderowanie SPD i kandydowanie na kanclerza.

W efekcie eurodeputowani zrozumieli, że szefowanie PE to praca z perspektywami i dlatego gotowi są zrywać umowy i stawać w szranki. Pittella i Tajani mają nadzieję na odegranie roli we Włoszech, obecnie bardzo niepewnych politycznie, Guy Verhofstadt, kandydat liberałów, uważa, że to ostatni dzwonek dla niego, jeśli chciałby być kiedyś szefem Komisji Europejskiej. W wyborczej walce prawdopodobnie będzie liczyć się tylko ta trójka, kandydaci pozostałych frakcji dodają tylko kolorytu kampanii. Na razie eksperci podliczają głosy i wychodzi im, że więcej będzie miał jednak Tajani, choć na pewno nie dostanie ponad połowy głosów już w pierwszej turze. Do wtorku wszystko się jednak może wydarzyć.

Korespondencja z Brukseli

Bo po raz pierwszy politycy uznali, że to miejsce może być odskocznią do politycznej kariery w Brukseli lub w ich ojczyznach.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782