Unia chce pokoju z Morawieckim

Bruksela wykorzysta rekonstrukcję rządu, aby zakończyć spór z Polską, bo może na nim stracić równie dużo, co my.

Aktualizacja: 09.01.2018 21:37 Publikacja: 09.01.2018 17:52

Premier Mateusz Morawiecki ma możliwości rozwiązania sporu z unia Europejską

Premier Mateusz Morawiecki ma możliwości rozwiązania sporu z unia Europejską

Foto: AFP

Na kilkadziesiąt godzin przed spotkaniem z Mateuszem Morawieckim we wtorkowy wieczór przewodniczący Komisji Europejskiej mnożył pojednawcze gesty.

– Poważnie biorę pod uwagę, co mówią nasi koledzy z Polski. Oni także muszą to zrobić – przyznał w poniedziałek polskim dziennikarzom Jean-Claude Juncker.

W belgijskiej sieci RTBF oświadczył, że jest przeciwny wiązaniu wypłat z budżetu Unii po 2020 r. z przyjmowaniem uchodźców, czego dotyczy najważniejszy obok praworządności spór Brukseli z Warszawą. W publicznej niemieckiej telewizji ARD zaś pytany o spotkanie z Morawieckim zapewnił: – Chciałbym, abyśmy rozsądnie ze sobą rozmawiali.

Publiczne połajanki

Do tej pory tak nie było. Od dwóch lat zamiast negocjować w zaciszu gabinetów, jak to zawsze robiło się w unijnej centrali, obie strony wymieniały się coraz ostrzejszymi inwektywami na forum publicznym. Celował w tym z jednej strony Frans Timmermans, z drugiej Witold Waszczykowski i Zbigniew Ziobro. Tak została uruchomiona procedura, która daje już niespełna trzy miesiące polskiemu rządowi na wycofanie się z najbardziej kontrowersyjnych przepisów reformy sądownictwa. Później, na wniosek Komisji Europejskie, Rada UE miałaby podjąć kwalifikowaną większością decyzje, czy uznać, że nasz kraj „trwale łamie zasady praworządności".

Na tym jednak kończą się realne możliwości ukarania przez Brukselę naszego kraju.

Następny etap procedury – odebranie prawa głosu w unijnych instancjach – do czego wymagana jest jednomyślność, nie wchodzi już w grę z uwagi na weto Węgier.

A przecież zarzut stawiany Polsce jest niezwykle poważny. W końcu przywiązanie do zasad demokracji i państwa prawa jest najważniejszym spoiwem łączącym kraje Unii, które poza tym wciąż pozostają bardzo różne. Zgodnie z kryteriami kopenhaskimi przestrzeganie zasad państwa prawa jest też warunkiem rozpoczęcia przez kraj kandydacki negocjacji akcesyjnych.

Choć jednak prawdopodobieństwo, że Rada UE uzna, że nasz kraj „trwale łamie zasady państwa prawa" jest całkiem duże, w Brukseli nikt nie uważa, że Polska znalazła się na wylocie z Unii. Nie obawiają się też tego inwestorzy, rynki finansowe: w ciągu roku złoty umocnił do euro o 5 proc., a wobec dolara o 15 proc. Najwyraźniej panuje powszechne przekonanie, że w czasach narastającego populizmu i nacjonalizmu, inne niż „wartości europejskie" spoiwo łączy Wspólnotę: interesy gospodarcze, swoboda działania wielkiego biznesu, solidarność w obliczu zagrożenia ze strony Rosji czy wojowniczego Islamu.

Nie tylko Polska

Polska nie jest pierwszym krajem, który stawia Unię przed takim testem. W 2000 roku po raz pierwszy powstał w Austrii rząd z udziałem skrajnej prawicy, później przez lata premier Silvio Berlusconi stawiał pod znakiem zapytania wolność mediów we Włoszech i prowadził niejasne interesy gospodarcze. Ale Unia, w tych i innych przypadkach, grała „na przeczekanie", udawała, że „sprawy nie są aż tak poważne".

Także dziś wiele państw, które miałyby w Radzie UE osądzić Polskę, trudno uznać za model przestrzegania „wartości europejskich", jak chciałaby je definiować Bruksela. I wobec nich unijna centrala trzyma się zasady, że lepiej pewne sprawy przemilczeć, niedopowiadać, skoro nie da się ich skutecznie rozwiązać.

Sama Belgia, odmawiając wydania Hiszpanii przywódcy katalońskich nacjonalistów Carlesa Puigdemonta, łamie podstawową przecież zasadę lojalności między krajami członkowskimi. Gdyby inni poszli jej śladem, Unia dawno by nie istniała. To nie mniejsze zagrożenie dla integracji, co działania polskiego rządu.

We Włoszech już za dwa miesiące dojdą w takiej czy innej konfiguracji do władzy partie, które dążą do wyprowadzenia kraju ze strefy euro: jeśli nie Ruch Pięciu Gwiazd, to Liga Północna w sojuszu z Forza Italia Berlusconiego. Ich program to także egzystencjalne zagrożenie dla istnienia Unii.

Podobną do polskiej reformę sądownictwa przeprowadza Rumunia, która razem z Bułgarią jest uważana przez unijnych ekspertów za kraj głęboko przeżarty korupcją. Polskę będzie też osądzać Zjednoczone Królestwo, które poprzez brexit zadało Unii najpoważniejszy cios w jej 60-letniej historii. No i Węgry, z których premierem Viktorem Orbánem Bruksela od ośmiu lat toczy bezustanny spór. Na Malcie o swoje życie muszą z kolei obawiać się niewygodni dla władz dziennikarze, a Luksemburg i Holandia wciąż utrzymują raje podatkowe dla przedsiębiorców, którzy nie chcą płacić należnych podatków w innych krajach Unii.

Jeśli okaże się, po uznaniu przez Radę UE, że nasz kraj „trwale łamie zasady praworządności", Polska będzie nadal mogła bez większych problemów funkcjonować w Unii, strategia „niedopowiedzenia", „grania na czas", „niekończących się negocjacji", która tak dobrze służyła Brukseli od wielu dekad, legnie w gruzach. Okaże się przecież, że tak naprawdę Unia niewiele może, jej reguły można łamać bezkarnie. Król będzie nagi. Nietrudno wówczas sobie wyobrazić, że inne kraje już zupełnie otwarcie zbuntują się przeciw Brukseli.

Właśnie dlatego w Komisji Europejskiej od pewnego czasu trwa gorączkowe poszukiwanie innych form ukarania naszego kraju, przede wszystkim finansowego. Ponieważ jednak założenia budżetu UE ustalane są jednomyślnie, byłoby to możliwe tylko w przepisach wykonawczych, zupełnie nieczytelnych dla opinii publicznej.

Dopóki Unia nie przekształci się w Stany Zjednoczone Europy, aby dalej funkcjonować, będzie musiała polegać na „zgniłych kompromisach", a nie karach. Juncker o tym wie. I właśnie w taki sposób będzie starał się rozwiązać spór z naszym krajem.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 779
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 778
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 777