Korespondencja z Brukseli
Po raz pierwszy od 15 lat odbył się szczyt Unia–Bałkany. W czerwcu 2003 roku siedmiu państwom regionu obiecano perspektywę europejską. Spełniła się ona tylko dla Chorwacji, dlatego 15 lat po Salonikach na spotkaniu w Sofii rozmawiano o tym samym.
Kraje są co prawda w różnym stopniu zaawansowane w rozmowach z UE, niektóre bliżej na drodze do członkostwa, ale wykonanie decydującego kroku jest bardzo trudne. Dlatego, że nie wypełniają one jeszcze kryteriów. I dlatego, że po drugiej stronie nie ma entuzjazmu dla rozszerzenia. I choć większość przywódców UE podziela geopolityczne przekonanie, że trzeba zakotwiczyć ten krwawy region w Europie, również dlatego, żeby powstrzymać ekspansję Rosji i Turcji, to jednak rozszerzenie nie jest dziś w modzie.
Do tego stopnia, że w obecnej Komisji Europejskiej nie ma nawet komisarza ds. rozszerzenia, ale komisarz ds. sąsiedztwa. Przewodniczący Jean-Claude Juncker od początku mówił, że nie należy tworzyć złudzeń, iż w czasie kadencji jego Komisji (2014–2019) do jakiegoś rozszerzenia dojdzie. Ale perspektywa dla Albanii, Serbii, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Macedonii i Kosowa jest i została ona w Sofii potwierdzona. – Nie widzę innej przyszłości dla Bałkanów Zachodnich niż UE. Nie ma żadnej alternatywy, żadnego planu B – przekonywał po spotkaniu Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej.
Dobrą informacją jest zapowiedź zorganizowania podobnego szczytu nie za 15, ale za dwa lata, gdy na czele UE będzie stała Chorwacja. Samej Chorwacji bardzo na tym zależy, pomysłodawcą obecnego szczytu był inny kraj zainteresowany stabilizacją na Bałkanach – Bułgaria.