Najpierw Agnieszka P. sprzedała swoje roczne Audi znajomemu, Sylwestrowi M., za 160 tys. zł. Na mocy podpisanej umowy własność samochodu została przeniesiona na kupującego. W umowie był zapis, zgodnie z którym sprzedająca przeniosła na kupującego własność pojazdu, a kupujący pokwitował jego odbiór i zobowiązał się zapłacić umówioną cenę. Sylwester M. nie uiścił ceny zakupu. Za to namówił Agnieszkę P., by „przepuścić samochód przez komis" w celu uniknięcia zapłaty podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC). Podatek musiałby zapłacić on jako kupujący. W przypadku tak drogiego auta byłoby to 3 tys. 200 zł (2 proc. wartości auta). Dlatego zaproponował, by Agnieszka P. oddała Audi do komisu, a on je kupi od komisanta – wtedy nie ma obowiązku uiszczenia PCC. Sylwester M. wskazał nawet komis prowadzony przez znajomego, Krzysztofa Z.
Agnieszka P. przystała na to i zawarła z Krzysztofem Z. umowę komisu. Cena przyjęcia pojazdu do komisu została ustalona na kwotę 100 tys. zł. Prowizją komisanta miała być różnica między tą kwotą a ceną sprzedaży Audi. Auto zostało sprzedane małżonkom M., ale Agnieszka P. nie otrzymała za nie umówionej ceny. Dwukrotnie wzywała Krzysztofa Z. do zapłaty. Bez skutku. W końcu wniosła powództwo do sądu przeciwko komisantowi.
W odpowiedzi Krzysztof Z. stwierdził, że pieniądze za auto przekazał Agnieszce P. w obecności dwóch świadków i fakt ten został potwierdzony jej podpisem na pokwitowaniu. Autentyczność tego podpisu Agnieszka P. zakwestionowała. Nie przypominała sobie, żeby taki złożyła. Nie wykluczała jednak, że mogła zostać do tego nakłoniona podstępem.
Nie mogła umówić się z komisantem
Sąd Okręgowy w Katowicach ustalił kilka istotnych okoliczności całej sprawy. Negocjacje z komisantem prowadził początkowo Sylwester M. Gdy okazało się, że auto ma być oddane w komis przez Agnieszkę P., Krzysztof Z. zażądał spotkania z nią. Odbyło się ono przy kawiarnianym stoliku w obecności Sylwestra M. oraz dwóch innych osób. Strony podpisały umowę, którą komisant przygotował wcześniej, po rozmowie z Sylwestrem M. Do przekazania pieniędzy doszło dopiero po sprzedaży pojazdu. Krzysztof Z. wręczył je Sylwestrowi M., a ten miał je przekazać Agnieszce P. Tych pieniędzy powódka nigdy nie zobaczyła. Jej podpis w polu potwierdzenia odbioru 100 tys. zł został sfałszowany. Także data nakreślona w tym miejscu nie została wpisana przez nią.
Na pierwszy rzut oka wszystko jest jasne: skoro strony łączyła umowa komisu, pozwany winien przekazać pieniądze do rąk powódki, a ponieważ tego nie zrobił, należałoby zasądzić dochodzoną wierzytelność na rzecz Agnieszki P. – stwierdził Sąd. Jednak, jak zauważył, zawierając pierwszą umowę sprzedaży Agnieszka P. przeniosła własność pojazdu na Sylwestra M., na co wprost wskazuje zapis podpisanej przez powódkę umowy sprzedaży. Umowa komisu była więc nieważna, bo Agnieszka P. nie mogła jej zawrzeć nie będąc już właścicielką auta. W efekcie nie ma prawa dochodzić zapłaty na swoją rzecz ceny zbycia pojazdu na podstawie umowy komisu. I z tego powodu Sąd oddalił powództwo.