Europa chce zatrzymać Syryjczyków. I otwiera rynek dla innych

Pod presją populistów Niemcy, Francja czy Włochy chcą za wszelką cenę zatrzymać na granicy Grecji nową falę imigrantów. I jednocześnie szeroko otwierają rynek dla pracowników spoza kontynentu.

Aktualizacja: 03.03.2020 12:45 Publikacja: 02.03.2020 18:09

Europa chce zatrzymać Syryjczyków. I otwiera rynek dla innych

Foto: AFP

Prezydent Recep Erdogan nie przebiera w słowach: „od kiedy Turcja otworzyła granice, setki tysięcy migrantów wyruszyły w drogę do Europy, wkrótce będą ich miliony". Turecki przywódca wie, że gdy szaleje epidemia koronawirusa, a skrajna prawica jest na fali w niemal całej UE, nie ma lepszego sposobu, aby wymusić na Brukseli większą pomoc humanitarną i wsparcie dla uderzenia w reżim Asada.

Na Europę padł więc blady strach. Poważny kandydat na szefa CDU i następcę kanclerz Merkel Friedrich Merz od razu zaapelował do imigrantów: „nie przybywajcie do Niemiec, nie możemy was tu przyjąć!".

Korespondenci „New York Timesa", Bloomberga i innych zachodnich mediów relacjonują jednak, że turecko-grecką granicę próbuje sforsować zdecydowanie mniej osób, niż mówi Erdogan, a wielu z nich to nie syryjscy uchodźcy, tylko szukający lepszego życia przyjezdni z całego świata, którzy od lat czekali na taką sposobność w Stambule i innych miastach Turcji.

Jakby zadając kłam słowom Friedricha Merza, właśnie 2 marca w Niemczech weszło w życie nowe prawo imigracyjne, które szeroko otwiera rynek pracy dla imigrantów spoza Europy. Będą mogli podjąć taką pracę, którą byłby zainteresowany Niemiec lub obywatel któregoś z innych krajów „27". Prawo do osiedlania się nad Szprewą uzyskają także ci, którzy mają fach w ręku bez ukończenia studiów. A po dwóch latach uzyskają prawo do stałego pobytu. Balansujące na skraju recesji Niemcy chcą w ten sposób obsadzić przynajmniej milion wakatów, bez czego gospodarka nie ruszy z kopyta.

Hipokryzja wobec obcych nie jest jednak w dzisiejszej Europie niemiecką specjalnością. Przeciwnie, to reguła, którą stosują prawie wszystkie kraje Unii. Jednym z nich jest Francja, gdzie Emmanuel Macron zapowiedział wprowadzenie reformy, która „przywróci kontrolę nad imigracją". Mniej rozwodził się nad tym, że obok obostrzeń w dostępie do służby zdrowia i zabezpieczeń socjalnych po raz pierwszy wprowadzi ona poważne kontyngenty dla imigrantów spoza Unii chcących pracować w sektorach, gdzie brakuje rąk do pracy.

Macron, tak jak i inni europejscy przywódcy, jest jednak pod ścianą. Strach wyborców przed „zalewem obcych" nie sięga bowiem tak głęboko, aby skłonić ich do porzucenia wygodnego życia i zdecydowania się na więcej dzieci. Od 2010 r. liczba osób w wieku produkcyjnym zmalała w Europie aż o 12 mln; to już kontynent z najstarszą ludnością świata: średnia wieku sięga tu 43 lat, dwa razy więcej niż w Afryce.

Tylko imigranci mogą zapełnić tę demograficzną lukę. Ale unijni politycy nie mają odwagi przygotować na to swoich wyborców. Choć Grecja wbrew europejskiemu prawu zawiesiła przyjmowanie wniosków o azyl i wysłała wojsko na granicę, Bruksela nie protestuje. Nikt by tego nie zrozumiał.

Prezydent Recep Erdogan nie przebiera w słowach: „od kiedy Turcja otworzyła granice, setki tysięcy migrantów wyruszyły w drogę do Europy, wkrótce będą ich miliony". Turecki przywódca wie, że gdy szaleje epidemia koronawirusa, a skrajna prawica jest na fali w niemal całej UE, nie ma lepszego sposobu, aby wymusić na Brukseli większą pomoc humanitarną i wsparcie dla uderzenia w reżim Asada.

Na Europę padł więc blady strach. Poważny kandydat na szefa CDU i następcę kanclerz Merkel Friedrich Merz od razu zaapelował do imigrantów: „nie przybywajcie do Niemiec, nie możemy was tu przyjąć!".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788