Kobieta kierowała biurem terenowym BAMF w Bremie razem z trzema prawnikami, którzy pomagali jej w niesłusznym przyznawaniu azylu uchodźcom pochodzącym z innych krajów związkowych - oddział w Bremie nie był formalnie odpowiedzialny za wnioskodawców, a sprawy były przejmowane z własnej inicjatywy przez placówkę. Tylko 98 wniosków oryginalnie należało do biura w Bremie.

Informację ujawniły wspólnie "Süddeutsche Zeitung", NDR i Radio Bremen.

Nie wiadomo, czy urzędniczka lub prawnicy otrzymywali pieniądze za rozpatrywane wnioski. Jednak szefowa biura miała przyjmować korzyści, takie jak zaproszenia do restauracji.

W środę i czwartek po kilku miesiącach śledztwa władze przeszukały sześć apartamentów i dwie kancelarie prawne.

Dochodzenie najprawdopodobniej rozpoczęło się, gdy rodzina przebywająca w Dolnej Saksonii otrzymała pozytywna decyzję azylową z Bremy na krótko przed planowaną deportacją. Uwagę śledczych zwrócił też fakt, że w Bremie współczynnik pozytywnych decyzji wynosił 96 procent, podczas gdy średnia dla pozostałych krajów związkowych to 62 procent.