Zbliżająca się wielkimi krokami obniżka wieku emerytalnego przynosi coraz więcej niespodzianek. Ostatnio prezes ZUS Gertruda Uścińska ujawniła, że według szacunków Zakładu aż 40 proc. z nowych emerytów (od października) to osoby obecnie nieubezpieczone. To znaczy niepracujące, przynajmniej w sposób oficjalny, bezrobotne, nieaktywne na rynku pracy i w tej chwili niepłacące składek.
Patrząc z punktu widzenia pracodawców, ten zaskakująco duży odsetek niepracujących przyszłych świadczeniobiorców może być dobrą informacją. Uderzenie w rynek pracy wywołane obniżeniem wieku emerytalnego nie będzie bowiem tak duże. – Okazuje się, że ubytek na rynku pracy wyniesie nie 330 tys. ale około 200 tys. osób – komentuje Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. – To wciąż dużo, ale gdyby dla firm odejście starszych pracowników było problemem, to nieco łatwiej byłoby uzupełnić kadry – dodaje.
Przymus czy własna wola
Z drugiej strony fakt, że 40 proc. nowych potencjalnych emerytów to osoby niepracujące, uświadamia poważny problem: zbyt dużo osób przestaje być czynnymi zawodowo jeszcze przed osiągnięciem wieku emerytalnego.
Dlaczego tak się dzieje? – W części przypadków to przymus. Zdarza się, że ktoś, kto straci pracę, nie może znaleźć nowej, bo pracodawcy niechętnie zatrudniają tych, którym do emerytury zostało pięć lat, czyli są w okresie ochronnym – wyjaśnia Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. Takie osoby mogą oczywiście pracować, ale już np. na szaro.