Już w 2016 r w funduszu emerytalnym brakowało pieniędzy, bo zamiast zaplanowanego wzrostu białoruski PKB zmniejszył się o 2,6 proc.. Lukę musiały wypełnić pieniądze z rezerwy budżetowej. W tym roku, jak przyznała minister pracy Irina Kostewicz, także w fundusz jest dziura. Wynosi on ponad 150 mln dol.. Wpływy do funduszu z tytułu obowiązkowych składek od zakładów pracy spadły o 1,6 proc. w ujęciu rocznym, podał portal Chartia97.

Ekonomista Aleksander Mucha zauważa, że deficyt znów będzie musiał pokryć budżet państwa. Sytuacja zacznie się poprawiać dopiero w miarę podwyższania wieku emerytalnego. Dotychczas kobiety dostawały prawo do emerytury w wieku 55 lat a mężczyźni - 60. Ten proces już się zaczął 1 stycznia tego roku.

- W perspektywie możliwe jest dalsze podnoszenie wieku emerytalnego oddzielnie dla kobiet i mężczyzn. Jednak odbywać się ono będzie, kiedy państwo ma do spłaty duże zobowiązania zagraniczne. A to oznacza, że może nie starczyć w budżecie pieniędzy na pokrycie deficytu w funduszu emerytalnym. A tym samym na emerytury dla wszystkich zabraknie - ostrzega ekonomista.

Białoruskie emerytury są mniejsze od rosyjskich a nieco wyższe od ukraińskich. W 2016 r według białoruskiego urzędu statystycznego w kraju było 2,619 mln emerytów (ich liczba stale rośnie). Średnia miesięczna emerytura wynosiła odpowiednik polskich 563 zł. Od 2015 r emeryci białoruscy dostają coraz mniej. W 2015 r było to 95 proc. emerytury z roku 2014. A w minionym roku 96 proc. tej z 2015 r.