Tak wynika z prawomocnego już wyroku Sądu Okręgowego w Częstochowie, który rozpatrywał powództwo Sylwii M. przeciwko towarzystwu ubezpieczeń o zapłatę 100 tys. zł zadośćuczynienia i zasądzenie 700 zł miesięcznej renty.
Noc, deszcz, kobieta na jezdni
Kilka lat temu Sylwia M. została najechana przez taksówkę. Nie pamiętała okoliczności wypadku, nie wiedziała też dlaczego leżała na drodze w miejscu zdarzenia. W wyniku wypadku doznała bardzo poważnych obrażeń ciała, długo leczyła się w szpitalu, a potem przechodziła rehabilitację.
Ubezpieczyciel taksówkarza, który najechał na poszkodowaną, odmówił wypłaty jakichkolwiek pieniędzy. Powoływał się na wyniki umorzonego postępowania karnego w sprawie wypadku. Wskazywały, że kierowca auta nie naruszył zasad bezpieczeństwa na drodze, nie złamał żadnego przepisu i nie popełnił żadnego błędu.
Do wypadku doszło o 2:55 podczas deszczowej nocy. Kierowca zbliżał się do skrzyżowania, na którym miał czerwone światło z prędkością około 27 km/h. Rozglądał się na boki za potencjalnymi klientami. Nagle samochód podskoczył. Okazało się, że najechał na kobietę leżącą w na jezdni. W miejscu wypadku ruch pieszych po jezdni był zabroniony. Sylwia M. była ubrana w czarne legginsy i ciemnobrązową kurtkę. Nie sposób było ją zauważyć.
W uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu wskazano, że przyczyną zaistnienia wypadku drogowego było niewłaściwe zachowanie pieszej polegające na tym, że naruszyła nieumyślnie zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym w warunkach nocnych, podczas opadu deszczu ograniczającego widoczność, przebywała na jezdni i nie ustąpiła miejsca nadjeżdżającemu pojazdowi. Podkreślono, że kierujący pojazdem taksówkarz nie przyczynił się swoim zachowaniem do zaistnienia wypadku drogowego.