To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego pokazującego meandry likwidowania szkody powypadkowej.
Własna naprawa
Okoliczności kolizji drogowej były bezsporne: w związku z awarią hamulców ciężarówka ubezpieczona od OC w pozwanym towarzystwie uderzyła w SUV-a prowadzonego przez męża powódki Beaty K. Bezsporny był też rozmiar uszkodzeń w pojeździe i odpowiedzialność pozwanego. Kobieta początkowo zgłosiła mu szkodę i domagała się jej naprawienia z polisy OC sprawcy, ale następnie wniosła o jej naprawianie z własnego ubezpieczenia AC – w innym towarzystwie. I ono wypłaciło jej 17,4 tys. zł. Kwota nie kompensowała jednak szkody w całości, zażądała więc uzupełnienia odszkodowania od pozwanego o 10,1 tys. zł. Jedyną sporną okolicznością była kwestia, czy dotychczas przeprowadzona naprawa przywróciła wartość użytkową pojazdu. Auto naprawiał bowiem kolega męża Beaty K., stosując używane części, a naprawa była częściowo wadliwa i nie przywróciła pojazdu do stanu sprzed szkody.
Sąd rejonowy ustalił, że średni rynkowy koszt naprawy takiego auta na rynku lokalnym przy zastosowaniu oryginalnych części zamiennych i stawek robocizny nieautoryzowanych warsztatów wynosił 43,9 tys. zł, a zastosowanie części używanych zmniejszyłoby koszty do 25,1 tys. zł. Ze względu na wiek pojazdu (sześć lat) i to, że nie był wcześniej naprawiany używanymi częściami, do naprawy powinny być wykorzystane nowe części – aby zapewnić bezpieczną eksploatację. Sąd podkreślił, że nie spowodowałoby to wzbogacenia powódki, ale nawet naprawa z nowymi częściami nie spowodowałaby wzrostu wartości auta w stosunku do stanu sprzed szkody. Dlatego SR zasądził żądaną kwotę.
Sąd Okręgowy w Szczecinie zmienił jednak werdykt i żądanie powódki oddalił, gdyż w jego ocenie, jeśli pojazd naprawiono, obowiązek odszkodowawczy ubezpieczyciela obejmie tylko faktycznie poniesione wydatki na naprawę, a tych powódka nie wykazała.
I tak sprawa trafiła do SN, który orzekł niezgodność wyroku SO z prawem.