Obowiązek zadbania o bezpieczeństwo ciąży na wykonującym prace, a jego niedochowanie rodzi odpowiedzialność odszkodowawczą w razie wypadku przy pracach. To sedno wtorkowego wyroku Sądu Najwyższego.
Żona Daniela P. 31 maja 2010 r. wezwała Mirosława A., gazownika, by naprawił piec gazowy w ich domku na obrzeżach Łodzi. Piec był od dawna nieserwisowany i gazownik zdiagnozował, że wymaga odpowietrzenia. Odkręcił więc jeden z zaworów i wypuszczał gaz przez dwie minuty – jak on twierdził, bądź 20 minut – jak twierdziła żona Daniela P. Pracom, mimo prośby gazownika o opuszczenie pomieszczenia, przyglądał się Daniel P. Gdy po odpowietrzeniu gazownik zapalił płomyk, nastąpił wybuch. Poparzony został on sam, ale też właściciel domu, który na 40 proc. powierzchni ciała miał poparzenia II i III stopnia oraz poparzone płuca. Mimo kilkumiesięcznego pobytu w szpitalach ma trwałe ograniczenia ruchowe, nie jest w stanie podjąć pracy.
Poszkodowany zażądał od gazownika refundacji kosztów leczenia i 200 tys. zł zadośćuczynienia, które stało się kością niezgody. Sąd okręgowy zasądził mu z tej kwoty 150 tys. zł. Uznał, że powód w 25 proc. przyczynił się do szkody. Po pierwsze przez lata nie serwisował pieca, po drugie był obecny przy naprawie. I o ten procent zmniejszył zadośćuczynienie na podstawie art. 362 kodeksu cywilnego. Stanowi on, że jeżeli poszkodowany przyczynił się do powstania lub zwiększenia szkody, obowiązek jej naprawienia zmniejsza się stosownie do okoliczności, a zwłaszcza do stopnia winy stron.
Sąd Apelacyjny w Łodzi zasądził całą kwotę. Wskazał, że nie ma tu przyczynienia się poszkodowanego. Pozwany jako profesjonalista wykonujący szczególnie niebezpieczne prace powinien się od nich powstrzymać, kiedy właściciel odmówił opuszczenia pomieszczenia.
Pozwany nie godził się z tym werdyktem, a jego pełnomocnik mecenas Monika Plebaniak-Zarzycka podtrzymała w kasacji wszystkie jego zarzuty. Wnosiła też o zmiarkowanie zadośćuczynienia.