Przejęcie w 2014 roku 49 proc. włoskiego przewoźnika było oprócz wykupienia 29 proc. akcji Air Berlin, było jedną z najgorszych inwestycji linii Etihad z Abu Zabi. Arabska linia zapłaciła za pakiet akcji 1,76 mld euro i 2 lata temu obiecywała, że w 2017 roku Alitalia będzie jak nowa po dofinansowaniu, cięciu kosztów i wymianie floty. Dla lotniska w Rzymie planowano rolę międzynarodowego centrum przesiadkowego, które miało konkurować z Paryżem i Frankfurtem. Natomiast Alitalia miała rozwijać się głównie dzięki połączeniom długodystansowym.

Minęły ponad 2 lata, linia została dofinansowana, otrzymała nowe maszyny, a personel pokładowy nowe mundurki, a Alitalia nadal traci pół miliona euro dziennie i najprawdopodobniej zostanie pod kreską przynajmniej przez 2-3 lata. Teraz dyrektor generalny włoskiego przewoźnika mówi, że ratowanie linii może się udać jedynie wówczas, kiedy wszyscy z nią związani zgodzą się na ustępstwa: pracownicy, związki zawodowe, udziałowcy, dostawcy. A do tego jeszcze niezbędne jest kolejne dofinansowanie.

Na razie plany są takie: 2 tysiące ludzi do zwolnienia, uziemienie 20 maszyn i rezygnacja z niedochodowych kierunków.

- Myślę, że Etihad zrobi wszystko, by kolejne podejście do ratowania Alitalii się udało — powiedział „Rzeczpospolitej" Leo Barbieri, włoski analityk rynku lotniczego. -Tyle, że sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, niż dwa lata temu. Włoski rynek opanowały linie niskokosztowe, które odebrały Alitalii pasażerów na krótkich i średnich dystansach, zaś na najbardziej dochodowych połączeniach jest ostra konkurencja ze strony linii tradycyjnych. Sądzę więc, że teraz Etihad będzie chciał zainwestować w połączenia długodystansowe. Ale czy to uratuje Alitalię? W tej chwili bardzo trudno jest powiedzieć — dodaje Leo Barbieri.