Przewoźnicy samochodowi korzystają z niskich cen paliw, a w transporcie międzynarodowym dodatkowo z wysokiego kursu euro. Te czynniki sprawiły, że ciężarówki stały się bardziej konkurencyjne w stosunku do przewozów intermodalnych, które cały czas wymagają dotacji.
Operatorzy intermodalni już od jakiegoś czasu wskazują na niskie ceny paliwa jako powód słabszej dynamiki wzrostu tej gałęzi transportu. Prezes Erontrans Marek Eron uważa, że tanie paliwo spowolniło przejmowanie przez koleje przewozów kontenerów w portach, a część ładunków trafia na samochody.
Podobnie sytuację ocenia prezes Loconi Lidia Dziewierska, która sądzi, że spadek cen paliwa był jednym z najważniejszych czynników oddziałujących na rynek kontenerowych przewozów intermodalnych w Polsce w ostatnich miesiącach. - Spadek cen paliwa średniookresowo spowolnił dynamikę przenoszenia ładunków z dróg na tory, chociaż tego procesu nie zatrzymał. Wzmocnił pozycję przewoźników drogowych obsługujących trasy z portu w głąb kraju - ich koszty spadły, a przewoźnicy przenieśli to na obniżki cen dla klientów - tłumaczy pani prezes.
W górę, ale powoli
W pierwszym kwartale tego roku przewozy intermodalne liczone w TEU (kontenerach 20-stopowych) wzrosły według danych Urzędu Transportu Kolejowego o blisko 7,5 proc., natomiast w pracy przewozowej wzrost sięgnął niecałych 5 proc. Dynamika zmalała w stosunku do kwartałów poprzednich lat, gdy bywała nawet dwucyfrowa.
Działający w Gdyni terminal kontenerowy BCT wysłał w tym roku 38 proc. kontenerów koleją, gdy w 2015 roku odsetek sięgał 43 proc. - Różnica wynika raczej z konkurencji między terminalami niż pomiędzy koleją a transportem drogowym. Pewne kontenery już nie trafiają do Gdyni, ponieważ niektórzy armatorzy wybrali na miejsce docelowe dowożenia swoich kontenerów Gdańsk - wyjaśnia szef marketingu BCT Michał Kużajczyk. Natomiast rzecznik prasowy DCT Katarzyna Ząbkiewicz zapewnia, że udział kolei utrzymuje się na poziomie 35 proc.