Amerykański startup, który organizuje również przewozy w siedmiu aglomeracjach w Polsce, wprowadza bowiem kilka nowych funkcjonalności, opracowanych w oparciu m. in. O pomysły zgłoszone przez samych kierowców. Na razie będą one dostępne głównie na rynku amerykańskim.

Kluczowa zmiana to wprowadzenie napiwków. Do tej pory pasażerowie za kurs płacili dokładnie tyle, ile wyniósł koszt przejazdu, a kwota ściągana była z karty płatniczej podpiętej pod aplikację. Teraz kierowcy jeżdżący z aplikacją Uber w Seattle, Minneapolis oraz Houston otrzymali możliwość przyjmowania napiwków za pośrednictwem aplikacji. Pasażerowie oraz klienci mogą w ten sposób wyrazić swoje zadowolenie po komfortowym przejeździe lub sprawnie zrealizowanej dostawie. Pieniądze z napiwków w całości trafiają na konto kierowcy.

Pasażerowie muszą liczyć się z większym wydatkiem za korzystanie z Ubera nie tylko z uwagi na możliwość płącenia napiwków, ale także w związku z wprowadzeniem opłat za czekanie. Kierowcy będą mogli od dziś naliczać bowiem takie „kary" za czas oczekiwania na pasażera, który zamówił przejazd. Aplikacja zacznie naliczać opłaty minutowej po upływie 2 min. od momentu przyjazdu kierowcy na miejsce odbioru. Rozwiązania wprowadzono nie tylko w USA, ale testowo również w Polsce (m. in. we Wrocławiu i w Krakowie).

Można mieć wrażenie, że Uber - kosztem pasażerów - zamierza zadowolić swoich kierowców. Świadczyć może o tym kolejne nowe rozwiązania. Chodzi np. o skrócenie czasu, w jakim pasażerowie mogą zrezygnować z przejazdu bez konieczności ponoszenia dodatkowej opłaty. Z dotychczasowych 5 minut został on zmniejszony do 2 minut. Poza tym dwa razy dziennie kierowcy mogą ustawić swoje miejsce docelowe i akceptować przejazdy, które kończą się wyłącznie w jego pobliżu (z funkcji mogą korzystać również kierowcy w Polsce).