Komisja Transportu Parlamentu Europejskiego wypowiedziała się przeciwko forsowanej przez Francję propozycji uznania kierowców w transporcie międzynarodowym za pracowników delegowanych. Nie pomogło kontrowersyjne zachowanie francuskiej europosłanki Zielonych Karimy Delli, przewodniczącej Komisji Transportu, która wprowadzała zamieszanie w czasie głosowania, co mogło prowadzić do pomyłek. – Była naprawdę wściekła. Ale eurodeputowani przeciwni zasadzie delegowania kierowców, i ich asystenci, bardzo pilnowali, żeby głosować zgodnie z planem – mówi nam osoba obserwująca posiedzenie Komisji. Przewodnicząca Komisji chce zrobić wszystko, żeby głosowanie odwrócić.

Lewica może podważać
– To głosowanie będzie miało katastrofalne skutki dla warunków pracy kierowców. Musimy się zmobilizować, żeby bronić naszych praw na sesji plenarnej – zapowiedziała Delli na Twitterze. Teoretycznie głosowanie w Komisji Transportu może już stanowić mandat do negocjacji nowych aktów prawnych z unijną Radą (rządami państw UE). Ale zachowanie Delli wskazuje, że europejska lewica może to jeszcze chcieć podważyć. – Byłoby to dziwne, bo z reguły stanowisko komisji parlamentarnej właściwej dla danego aktu prawnego jest podtrzymywane przez cały PE – mówi „Rzeczpospolitej" Elżbieta Łukacijewska, eurodeputowana PO. Obok niej inny aktywni Polacy w Komisji Transportu to Kosma Złotowski z PiS i Jerzy Zemke z SLD.
Bitwa w Brukseli
Komisja parlamentarna głosowała w sprawie trzech aktów prawnych. Pierwszy dotyczył traktowania kierowców jak pracowników delegowanych, co zaproponowała Komisja Europejska wspierana bardzo przez takie kraje, jak Francja, Niemcy, Belgia, Luksemburg, Austria, Dania, Szwecja, Włochy i Grecja. Według tego projektu po trzech dniach jeżdżenia na europejskich drogach kierowca stawałby się pracownikiem delegowanym, co oznaczałoby konieczność wypłacania mu wynagrodzenia na poziomie przynajmniej płacy minimalnej w danym kraju. Dla firm transportowych mogłoby to oznaczać wyższe koszty, ale przede wszystkim mnóstwo biurokracji, bo kierowca jeździ w różnych krajach.
Eurodeputowani odrzucili ten pomysł, co było zaskoczeniem. – Do ostatniej chwili nie było to pewne. Ale miesiące przekonywania przeniosły efekty – powiedziała Łukacijewska. PO należy w Parlamencie do Europejskiej Partii Ludowej, największej grupy politycznej. Ostatecznie jej szef, niemiecki chadek Manfred Weber, zaapelował o poparcie polskiego postulatu. Zdaniem Łukacijewskiej Polacy przekonywali, że w dyskusji o transporcie nie chodzi o prosty podział na Wschód i Zachód i że na nowej regulacji stracą wszystkie firmy transportowe. A ostateczny koszt i tak poniosą konsumenci. Polakom było nieco łatwiej o sukces tutaj niż w dyrektywie o pracownikach delegowanych. Bo tam chodziło o firmy z Europy Wschodniej. Tutaj dodatkowo z propozycją Komisji Europejskiej nie zgadzały się państwa bałtyckie, a także te położone na peryferiach Europy, jak Hiszpania, Portugalia, Finlandia czy Irlandia. Sojusz tych państw powinien przetrwać również w pracach na poziomie unijnej Rady.