Donald Trump nie zawiódł tych, którzy oczekiwali od niego kolejnej prowokacji. W chwili gdy przeszło 60 prezydentów i premierów zjeżdżało do amerykańskiej stolicy, aby wziąć udział w szczycie na rzecz poprawy bezpieczeństwa jądrowego, kandydat na następcę Obamy uznał, że należy umożliwić Japonii, Korei Południowej, a być może i Arabii Saudyjskiej, zdobycie broni jądrowej, „bo i tak te kraje same ją uzyskają".
Dla Obamy to sygnał, że jego następca, Trump czy ktoś inny, może porzucić jeden z najważniejszych celów jego prezydentury: powstanie świata wolnego od broni jądrowej.
Póki to jeszcze możliwe, amerykański prezydent wystąpił w czwartek z szeregiem inicjatyw. Zapowiedział, że USA wstrzymają prace nawet nad nowymi pociskami atomowymi i zasadniczo ograniczą warunki, w jakich broń jądrowa może zostać przez Waszyngton wykorzystana.
– Na jedynym kraju, który użył broni jądrowej, ciąży szczególna odpowiedzialność – przyznał Obama w artykule napisanym dla „Washington Post".
Ameryka zaproponowała także zaostrzenie „Traktatu o zapobieganiu proliferacji broni jądrowej" i zapowiedziała ratyfikację „Traktatu o zakazie przeprowadzania prób jądrowych". Z inicjatywy Amerykanów w Kazachstanie powstanie międzynarodowy magazyn wzbogaconego uranu i plutonu, po który będą mogły sięgnąć kraje, które chcą rozwinąć energetykę jądrową na potrzeby cywilne. W ten sposób nie będą musiały same pracować nad wzbogaceniem materiałów radioaktywnych, co, jak w przypadku Iranu, rodzi podejrzenie, że dążą do uzyskania broni jądrowej.