Hiszpanię poważne zamachy terrorystyczne omijały od 13 lat po części dlatego, że Jose Manuel Zapatero, a po nim Mariano Rajoy, w przeciwieństwie do przywódców Francji czy Wielkiej Brytanii, unikali angażowania się w konflikty na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Madryt potrafił także utrzymywać dobre, choć nie zawsze moralnie nienaganne kontakty z królem sąsiedniego Maroka. No i hiszpańska polityka migracyjna, jeśli nie w retoryce, to w działaniu była całkiem porównywalna z tą prowadzoną przez obecne polskie władze.

To już jednak przeszłość. Bojownicy tzw. Państwa Islamskiego wykorzystali uśpienie Hiszpanów spowodowane tak długim okresem pokoju. Uderzyli tam, gdzie królestwo jest wyjątkowo słabe: w skoncentrowanej na debacie o własnej niepodległości Katalonii. Prowincji, gdzie podział kompetencji między Madrytem i Barceloną, także gdy idzie o siły porządkowe, jest niejasny.

Jedyny duży kraj Unii Europejskiej, w którym nie istniało znaczące ugrupowanie skrajnej prawicy, może teraz zasadniczo zmienić swoją politykę. I to na wielu płaszczyznach. Najbardziej oczywistą jest zaostrzenie kontroli cudzoziemców, przede wszystkim muzułmanów. To równie delikatny temat, co we Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii. Bo choć w Hiszpanii nie ma tak dużej mniejszości wyznawców Islamu, jak we wspomnianych krajach, to ze względu na położenie geograficzne i historię to problem przynajmniej równie poważny jak dla państw znajdujących się bardziej na północ Europy.

Drugim wielkim wyzwaniem jest turystyka. Żaden kraj świata nie był do tej pory wybierany tak często za cel zagranicznych wakacji co właśnie Hiszpania. Po części to był wynik odwrotu od Egiptu, Turcji, Tunezji, które dużo wcześniej padły ofiarą dżihadystów. Czy Hiszpania podzieli ich los? Dla wychodzącego z kryzysu kraju stawka jest ogromna.

Dalej Katalonia, gdzie już 1 października ma się odbyć uważana za nielegalne referendum niepodległościowe. Do tej pory za taką opcją opowiadało się niewiele ponad 1/3 mieszkańców prowincji. Czy większość wyborców uzna teraz, że to władze centralne w Madrycie czy może jednak regionalne w Barcelonie zawiniły bo nie potrafiły zapobiec atakowi terrorystów (np. stawiając słupy na pasażu na Rambli, co wydaje się oczywistym wnioskiem z ataku sprzed roku na Promenadzie Anglików w Nicei)?

Sygnałem pacyfizmu Hiszpanów był wreszcie stosunek do NATO - dla wielu organizacji, z której należy wystąpić. Teraz i to się zapewne zmieni. Okres “niewinności” po upadku dyktatury Franco królestwo ma w każdym razie za sobą.