Obie przegrały – Radwańska 2:6, 1:6 z Francuzką Alize Cornet, a Linette z Eliną Switoliną z Ukrainy 4:6, 5:7 – ale wrażenia po tych meczach są nieporównywalne. Porażka Linette daje nadzieję, a porażka Radwańskiej ją odbiera.
Linette grała świetnie z rozstawioną z nr. 5 jedną z faworytek turnieju, miała swoje szanse w drugim secie, nie wykorzystała ich, ale wrażenie pozostawiła doskonałe. Podczas konferencji prasowej powiedziała, że w tenisie najważniejsze jest inwestowanie w siebie i ona to robi – z chorwackim trenerem Izo Zunicem pracuje w Chinach i w jego ojczyźnie, czego efekty zaczynają być widoczne – pierwszy raz awansowała do trzeciej rundy wielkoszlemowego turnieju.
W czasach gdy liderką polskiego tenisa jest Agnieszka Radwańska, do wielkiego świata dobijały się jej siostra Urszula, Paula Kania i Katarzyna Piter – żadnej nie udało się zostać w czołówce na dłużej. Linette może być pierwszą, której się uda, co byłoby tym przyjemniejsze, że każda rozmowa z poznanianką jest przyjemnością. Od dawna nie było w naszym tenisie dziewczyny tak sympatycznej i mówiącej tak mądrze o swoim sportowym życiu.
Agnieszka Radwańska to dziś wielki znak zapytania. Porażka z Cornet jest więcej niż wstydliwa, zarówno jeśli chodzi o wynik, jak i styl. Jedna z czołowych tenisistek świata nie podjęła walki z rywalką, która dotychczas kłopotów jej raczej nie sprawiała. Po meczu Radwańska znów przypomniała o swojej awersji do nawierzchni ziemnej, kort centralny miał być grząski, piłki wolne, a zupa za słona.
Cornet, oceniając mecz, powiedziała po prostu: Radwańska nie poruszała się po korcie tak szybko jak zwykle, jej piłka nie miała mocy, a serwis był łatwy do returnowania. I to jest bez wątpienia prawdziwsza opinia o tym pojedynku. Radwańska od lat przyjeżdża do Paryża z nastawieniem, że nic dobrego ją tu nie spotka i robi wszystko, by ta prognoza się sprawdziła. Pociecha ma przyjść na trawie, to od lat ulubiona nawierzchnia krakowianki. Poczekamy i zobaczymy, Wimbledon prawdę nam powie.