„Motylku, byłaś najlepszym premierem, jakiego wydała ta ziemia. Ale wszystko się kończy” – pociesza mąż Edek Becię, która pogubiła się wracając do zwykłego życia i nie wie czy jest piątek czy wtorek.

„Ludzie ci tego nie zapomną, że rozwaliłaś trójpodział władzy!” - dodaje. Jednak Becia jest oburzona, że mąż gada jak w „Klanie” czy w „Barwach szczęścia”: „Mam gdzieś twoje durne pocieszanki, ośmieszyli mnie, rozumiesz?” – krzyczy.

Tymczasem, gdy Becia mydli samochód, żeby umyła go burza, bo woda taka droga, w Brukseli ktoś zasiada na pokładzie ekskluzywnego jeta….

Ale hitem odcinka jest Ryszard. Mówi, że włóczy się po świecie jak zbłąkany rycerz. No ten, Don….? Wasyl! Jaki don? Cichy Don!

Rozmowy Beci z Ryszardem nie da się zresztą zrelacjonować. To trzeba koniecznie zobaczyć, tym bardziej, że odcinek „Przy rosole” grany jest jak najlepsza klasyczna angielska farsa. Oczywiście z użyciem szafy. Tyle tylko, że zamiast trójkąta miłosnego, mamy polityczny. Nie jest to Trójkąt Weimarski, tylko polski – z obornikiem i kiszonką.

W zasadzie to czworokąt. Bo, gdy w szafie brakuje miejsca – przyjeżdża do Beci ktoś jeszcze. I wtedy padają dwa fundamentalne dla polskiej polityki wyznania. Trafniejszych nie ma. Oczywiście kluczowa pozostaje kwestia kto gotował tytułowy rosół, a kto go zjadł ostatecznie.