– Na całe życie stałem się zbiegiem i uciekinierem - mówi. – Nie jestem ani Polakiem, ani Niemcem, ani kimkolwiek innym. Jestem tym w zależności od tego, gdzie jestem. Nie jestem jednak i pewien, czy kiedykolwiek wyprowadziłem się z Zabrza…
Tam właśnie przyszedł na świat w 1931 roku. Kiedy się rodził się w domu babci, jego ojciec był w więzieniu - odbywał karę za szmugiel. Jego idolem był pradziadek Jakub Piecha.
- Był kowalem, zawadiaką i bohaterem – mówi Janosch. – Ani razu nie zamienił ze mną słowa – tym mi zaimponował. Był kowalem – nie zajmował się dziećmi.
Pierwsze trzy lata mojego życia były dobre, gdy byłem u mojej babki, a wszystko co było potem – było straszne – wspomina.
Potem mieszkał z rodzicami w familoku, w którym podłogi były czerwone, a ściany żółte od machorki. Bał się, kiedy matka wychodziła i zamykała go na klucz w domu. A działo się to często. Nie była dla niego czuła.