Zadanie będzie jednak bardzo trudne. Rodzimy „Frostpunk" nie mógł bowiem wybrać chyba gorszego terminu na premierę. Świat skupił swoje oczy na dwóch hitowych tytułach, które bez wątpienia zawojują rynek. To „God of War" („GoW") od Sony Santa Monica oraz „Detroit: Become Human" autorstwa francuskiego studia Quantic Dream, znanego z takich przebojów, jak „Heavy Rain", czy „Beyond: Two Souls".

Kolejna odsłona „GoW" zadebiutował w piątek i rzuciła branżę na kolana. Z uznaniem o tej produkcji, w której główni bohaterowie Kratos i jego syn Atreus mierzą się w walce z bóstwami mitologii nordyckiej, wypowiedzieli się praktycznie wszyscy najwięksi game developerzy - od Naughty Dog (twórcy serii „Uncharted") i Sucker Punch („Infamous"), przez rodzimy CD Projekt Red („Wiedźmin") oraz wspomniany Quantic Dream, wreszcie po największych konkurentów z Microsoftu (Phil Spencer, szef działu odpowiedzialnego za platformę Xbox, zrobił to za pośrednictwem Twittera).

Grałem już w „GoW" i nie mam wątpliwości, że to graficzne arcydzieło, a do tego okraszone wciągającą fabułą. Tytuł z miejsca został oceniony za najlepszą grę stworzoną na wyłączność na PlayStation a krytycy już okrzyknęli go grą roku. W prestiżowym serwisie Metacritic gra otrzymała 95 punktów na 100 możliwych. Nic dziwnego, że Cory Barlog, reżyser „GoW", na widok tych recenzji popłakał się ze szczęścia (filmik z jego reakcją na YouTube robi furorę).

Kratos trafił jednak na solidnego rywala – humanoidy ze świata przyszłości, które są głównymi bohaterami „Detroit: Become Human". I według mnie to właśnie roboty wychodzą z tej walki zwycięskie. I mówię to z całą odpowiedzialności, bo – choć premierę „Detroit" zapowiedziano na 25 maja – miałem okazję już grać w ten tytuł. To absolutny faworyt do tego, by skraść serca fanów cyfrowej rozrywki. Rozgrywka to właściwie obraz filmowy, w którym to my decydujemy o losach bohaterów. Przed nami dylematy moralne i trudne wybory, które finalnie mogą zmienić humanoidy w rewolucjonistów, walczących o równouprawnienie.

Z tak potężną konkurencją postanowiło zmierzyć się 11 bit studios. Oczywiście można powiedzieć, że i „GoW" i „Detroit" to produkcje dla graczy konsolowych, więc nie stanowią konkurencji dla „Frostpunka", który ma podbić rynek pecetów. Prawda jest jednak taka, że świat graczy nie będzie przez wiele tygodni, czy miesięcy mówił o niczym innym, jak właśnie o przebojach od Sony Santa Monica i Quantic Dream. Czy polski producent jest już więc na starcie w tej rywalizacji przegrany? W rywalizacji z tymi gigantami o uwagę „gamingowego mainstreamu" zdecydowanie tak. Wybierając inny moment na wypuszczenie „Frostpunka" 11 bit studios mogło skraść innym developerom show. Stało się odwrotnie, choć to nie oznacza, że polska gra nie odniesie sukcesu na miarę „This War of Mine". Jako fan tego najpopularniejszego tytułu od 11 bit studios, który pozwoliła wejść spółce do grona najbardziej uznanych game developerów, nie mam wątpliwości, że i „Frostpunk" wyrwie dla siebie część rynku.