Jeszcze zanim świat oszalał na punkcie „House of Cards", reżyser Ivo van Hove już pokazywał to, czego radził nie ujawniać Bismarck, czyli jak się robi „polityczną kiełbasę". Odsłaniał tajemnice współczesnych gabinetów, które nie przypominają rzeźni, tylko sterylne laboratoria.
W 2009 roku ten światowej sławy reżyser i szef Toneelgroep Amsterdam zaprezentował na Dialogu „Rzymskie tragedie" oparte na „Koriolanie", „Juliuszu Cezarze" oraz „Antoniuszu i Kleopatrze" Szekspira. Polscy widzowie, którzy mieli w pamięci pierwsze rządy PiS, oglądali rzecz o tym, jak demokracja ewoluuje w stronę władzy silnej ręki.
Teraz w „Królach wojny" Ivo van Hove przypomina średniowieczną wojnę dwóch Róż w rodzinie królewskiej, sportretowaną przez Szekspira w „Henryku V", „Henryku VI" i „Ryszardzie III".
Polskim widzom może przypominać dzisiejszą wojnę w dawnym obozie Solidarności. Ale przecież wewnętrzne spory dzielą dziś cały świat i dawno już zarządzanie społeczeństwem poprzez konflikt nie było tak skuteczne w zdobywaniu władzy jak teraz.
Van Hove, który za naczelną zasadę wystawiania klasyki uważa przepisywanie jej na język współczesności, już w „Rzymskich tragediach" pokazał polityków w garniturach, rozgrywających swoje wojny poprzez spin doktorów, media, stosujących czarny PR i manipulację.