Rz: 25 lat temu zagrał pan główną rolę w telewizyjnym spektaklu „Moskwa–Pietuszki" Tomasza Zygadły. Teraz wraca pan do książki Wieniedikta Jerofiejewa w Ateneum, reżyserując i grając wszystkie postaci.
Marian Opania: Za tamten spektakl na Ogólnopolskim Festiwalu Twórczości Telewizyjnej w 1993 roku dostałem główną nagrodę, mając godnych konkurentów – m.in. Zbigniewa Zapasiewicza, Zbigniewa Zamachowskiego, Jana Frycza, Andrzeja Mastalerza. Realizacja zdobyła tam wszystkie ważniejsze nagrody, w tym za reżyserię, montaż i rolę drugoplanową. Zanim zacząłem pracować z Tomaszem Zygadłą, obejrzałem dokument Pawła Pawlikowskiego o Jerofiejewie. Zdążył z nim porozmawiać, zanim Jerofiejew zmarł na raka krtani w 1990 r., a do końca był obdarzony wielkim intelektem i poczuciem humoru. W „Moskwie–Pietuszkach" opowiada o tym, jak Nikołaj Rimski-Korsakow spotkał Modesta Musorgskiego. Miał wielki talent, ale bywało, że leżał w rynsztoku. „Wstawaj, idź się umyć i dopisuj swoją boską operę Chowańszczyzna" – mówił Korsakow. A Musorgski miał ochotę na klina. To przecież opowiastka jak z życia Jerofiejewa.
Jego ojciec został zesłany, a Wienia spędził dzieciństwo w sierocińcu, gdzie zaczęło się jego wielkie picie.
Kiedy pisał swój poemat, przez wiele lat zakazany przez cenzurę i czytany w samizdacie, układał kable jako monter łącznościowiec. Koledzy robociarze, ale jednocześnie zdegenerowani inteligenci, przeczytali rękopis i zamykali Wieniczkę w pakamerze, nie wypuszczając i nie dając grama alkoholu, dopóki nie napisał kilku stron swojego alkoholowo-delirycznego poematu. Pietuszki położone pod Moskwą, na końcu linii kolejki dojazdowej, były marzeniem, tam nigdy nie przekwitał jaśmin i nie milkł ptasi śpiew. To była bajka, Eden. To jest mi bliskie. Moim Edenem są Puławy. Te stare. Marzę o tym, że po śmierci powrócę do biednawego dzieciństwa w Puławach.
Jak było w domu?