Zakończone już Spotkania Teatralne, choć mogą pozostawić pewien niedosyt (zawsze chciałoby się oglądać więcej), to jednak dobrze pokazują kondycję polskiego teatru. Oczywiście, trudno sprowadzić całą ich ofertę do wspólnego mianownika, ale dominującym tematem była mocno akcentowana kwestia wolności artysty, różnie pojęta i różnie wykorzystana.
Temat ten szczególnie mocno wybrzmiał w Wielkiej Improwizacji w III części „Dziadów". (Teatr Polski, Wrocław). Bartosz Porczyk w spektaklu Michała Zadary, chyba po raz pierwszy sprowadził postać Gustawa-Konrada właśnie do artysty (kompozytora), który upomina się o swoje prawo do bycia nieśmiertelnym. Dawny bojownik o niepodległość ojczyzny, samozwańczy wyzwoliciel narodu, w ujęciu Michała Zadary znacznie ograniczył więc swoją rolę. Żąda przede wszystkim o autonomię dla sztuki. Naiwnie wierzy, że może ona zmienić społeczeństwo, a jednocześnie nie zauważa, że sam odrywa się od sporej jego części i może być traktowany jak nieszkodliwy narcyz i kabotyn.
Inne spojrzenie na rolę artysty zawierało najlepsze przedstawienie tegorocznego festiwalu – „Plac bohaterów" Narodowego Teatru Dramatycznego z Wilna. Krystian Lupa sięgając po raz kolejny po twórczość Thomasa Bernharda mocno zaakcentował postawę twórcy jako człowieka zaangażowanego. Pozostając demiurgiem, jest Lupa nadal bacznym obserwatorem rzeczywistości i mocą swego autorytetu (a taki wypracował sobie przez lata) nie szczędzi gorzkich słów na temat hipokryzji polityków. Zwraca też uwagę na te mechanizmy historii, których nie do końca sobie uświadamiamy, przypomina o tragicznych skutkach totalitaryzmu czy faszyzmu.
Twórca zaangażowany, stojący po stronie człowieka, akcentujący mocno swoje prawo do wolności, ale też potrzebę pewnej prowokacji, która ułatwi mu dotarcie do innych – oto postawa, jaką zaprezentowała Ewelina Marciniak przygotowując „Śmierć i dziewczynę" we wrocławskim Teatrze Polskim. Ta potrzeba prowokacji akcentowana została nader silnie, a eklektyzm stylistyczny i ewidentne dłużyzny sugerowały raczej bezbronność artystki niż próbę poważnej rozmowy z widzem.
Spojrzenie w mroczne zakamarki duszy artysty zaproponowała Iwona Kempa w „Rytuale" Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Inscenizacja Ingmara Bergmana była miejscami obsceniczna i czasem dużo odważniejsza niż „Śmierć i dziewczyna" tyle , że przemyślana w każdym calu, czego zabrakło mi w spektaklu Eweliny Marciniak.