Napisana w 1906 roku przez Gabrielę Zapolską sztuka przez długie lata po wojnie mogła być uważana za utwór historyczny, portretujący hipokryzję mieszczaństwa, które nie toleruje mezaliansów swoich dzieci ze służącymi. Dla komunistycznych władz problematyczny był Lwów, gdzie rozgrywa się sztuka. W związku z tym Dulski odbywał swoje spacery nie na lwowską Górę Zamkową, lecz na Wawel.
Minęło ponad sto lat od premiery, a już pamiętna telewizyjna realizacja zmarłego tragicznie Marcina Wrony z Magdaleną Cielecką w roli tytułowej pokazała tyle triumfalny, co przerażający powrót Dulskiej, która z przeszłości prześlizgnęła się do naszych czasów. Czuje się tym lepiej, im większą rolę grają pieniądze, nieruchomości i chore ambicje, decydujące o statusie spadkobierców dawnych mieszczan – zwłaszcza w ich mniemaniu.
Dulszczyzna wróciła również dlatego, że kapitalizm odtworzył w naszej rzeczywistości rolę pomocy domowej. W Polsce coraz częściej występują w niej mieszkanki Lwowa, gdzie żyła Zapolska. Poziom relacji pani domu – służąca ponownie zależy tylko i wyłącznie od kultury osobistej ludzi zamożnych.
Zadomowiony od dawna na polskich scenach Kolumbijczyk Giovanny Castellanos, który wyreżyserował spektakl w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego, nie sugeruje ukraińskiego pochodzenia Hanki (Monika Stanek). Współczesność dramatu została jednak zdecydowanie zaakcentowana.
Felicjan (Andrzej Czernik) spaceruje po pokoju z kijami do nordic walking, a jeśli walczy z żoną – to o pilota do telewizora, by odseparować się od domowych problemów. Hesia i Mela uprawiają jogę i tańczą do latynoskich rytmów, które Castellanos wprowadził do spektaklu ze zrozumiałą przyjemnością.