Hrabia i Hrabina Almaviva, ich służący Figaro oraz jego ukochana Zuzanna to postaci z kanonu znajomych każdego inteligentnego człowieka. Nie wiem co prawda, czy ów kanon jeszcze obowiązuje, niemniej jednak bohaterowie komedii Beaumarchais'go, oper Rossiniego i Mozarta, żyją na scenach świata i mają się świetnie.
W Teatrze Wielkim w Poznaniu wrócili natomiast w sposób zupełnie nieoczekiwany. Za sprawą Davida Pountneya poznajemy ich dalsze losy. Wybitny brytyjski reżyser, tym razem także autor libretta „Rozwodu Figara", postanowił pokazać, co może spotkać tę arystokratyczną parę oraz ich zaradnych, samodzielnie myślących służących w naszych niespokojnych czasach.
Wprawdzie David Pountney sugeruje, że akcja rozgrywa się w latach 20. XX wieku, ale pokazuje Europę, w której dawny ład zaczyna się walić, władze przejmują systemy oparte na sile, intrygach, inwigilacji i donosach. Czyż nie jest to rzeczywistość dobrze nam znana? Tym bardziej że bohaterowie „Rozwodu Figara" stają się uciekinierami, których nikt nie chce.
Na tle wielu dzisiejszych propozycji teatralnych bezceremonialnie wywracających ład klasycznych dzieł David Pountney jawi się jako twórca niezwykły. Do klasyki podchodzi z czułością, choć ma odwagę ją zmieniać, nie tyle burząc, ile dopisując nowe wątki.
Dla widzów znających dawne dzieła „Rozwód Figara" jest zabawą literacko-teatralną, w której można śledzić, jak XVIII-wieczni bohaterowie muszą dopasować się do naszych czasów. Dla pozostałej części widowni (nie wiem, mniejszej czy zdecydowanie większej) poznański spektakl jest na tyle wartki, że będzie go śledzić z zainteresowaniem. Jedni i drudzy muszą jedynie przetrwać pierwszy kwadrans, kiedy to Pountney naprędce przypomina, kto był kim w komediach Beaumarchais'go.