Sztuka Stanisława Grochowiaka w warszawskiej Polonii nie powinna być zaskoczeniem. Krystyna Janda wielokrotnie w prowadzonym przez siebie teatrze dotykała problemu tolerancji, przypominała, że rolą artysty jest upominać się o prawa słabszych, odsuniętych na margines. Z manifestem artystycznym Esther Vilar „Starość jest piękna" wyszła nawet na ulicę, a konkretnie na plac Konstytucji.
Stanisław Grochowiak napisał „Chłopców" w 1964 roku, wkrótce po wizycie w domu spokojnej starości, gdzie odwiedził dobiegającego setki przyjaciela. Odkrył pewną społeczność, złożoną z wielu barwnych postaci, która żyła we własnym mikroświecie, próbując wyłamać się spod panującej tresury przełożonych.
Im właśnie Grochowiak poświęcił swoją sztukę, starając się zwrócić czytelnikowi uwagę, że każdy ma prawo do pewnej małostkowości, a także do chwil słabości. Oraz do tego, co inni nazwaliby dziwactwem. Cała opowieść, daleka od taniego sentymentalizmu, okraszona jest humorem. Ta sztuka zapisała się w historii wybitną, choć z dzisiejszego punktu widzenia nieco archaiczną inscenizacją telewizyjną z udziałem wielkich nestorów sceny polskiej: Kazimierza Opalińskiego, Zdzisława Mrożewskiego, Aleksandra Dzwonkowskiego, Zofii Rysiówny i Zofii Małynicz. W takim zestawie Gustaw Lutkiewicz mógł być jedynie młodzieniaszkiem o wdzięcznej ksywie Smarkul.
Były też świetne inscenizacje w gdańskim Wybrzeżu, Teatrze Polskim w Warszawie, Starym w Krakowie i Nowym w Łodzi. Ten spektakl pokazuje, że tekst w warstwie werbalnej nie stracił na aktualności, choć przedstawienie podpisane nazwiskiem Mirosława Gronowskiego trudno uznać za sukces. Jest po prostu niewyreżyserowane. Tempo siada, scenom dramatycznym (relacje Kalmity z żoną) brakuje napięcia. Aktorzy ratują się, jak mogą, co nie zawsze wychodzi z korzyścią dla całościowego efektu.
W postać starca Józefa Kalmity, którego o wiele młodsza żona oddała do przytułku, by nie przeszkadzał jej w aktorskiej karierze, zwykle obsadzani byli seniorzy sceny polskiej. Tu Krzysztof Gosztyła, który szczególnie w radiu osiągnął głosowe arcymistrzostwo, próbuje nastrajać się na starca, co daje efekt groteskowy. Przy nim Maria Pakulnis jako młodsza od niego o kilka pokoleń żona również wypada niewiarygodnie.