Jej podtytuł brzmi „Formy narodowej tożsamości po 1989 roku", co w pierwszej chwili może sugerować, że to panoramiczny przegląd współczesnej sztuki polskiej po ustrojowej transformacji. Nic jednak bardziej mylnego, mimo natłoku zebranych prac kilkudziesięciu artystów różnych generacji z dodatkiem rekonesansu filmowego i teatralnego.
Ewa Gorządek i Stach Szabłowski stworzyli wystawę kuratorską, wybierając tylko jedną perspektywę. Mówią o tym zresztą otwarcie, ujawniając, ze termin „późna polskość" zapożyczyli od artysty i eseisty Tomasza Kozaka dla określenia aktualnej kondycji narodowej tożsamości.
Deklarują, że o wyborze prac na tę ekspozycję zdecydowały kluczowe dla nich pytania: Jakie kształty przybiera współcześnie doświadczenie polskości? Jaką reprezentację znajduje? Za jakimi obrazami, symbolami, figurami i narracjami się kryje?
Spędzili dwa lata na wyszukiwaniu dzieł. A efekt jest taki, że tropiąc obsesje polskości, traktują każdą pracę jak trofeum, które trzeba pokazać. Ze zgromadzonego materiału można z powodzeniem zrobić kilka osobnych wystaw. Zwłaszcza umieszczenie w prologu rozbudowanej prezentacji twórczości Stanisława Szukalskiego, Stacha z Warty, rzeźbiarza urodzonego w 1893 r. w Polsce, a zmarłego w 1987 r. w Los Angeles, poszukującego nowej symboliki narodowej, wyrastającej ze sztuki lat 20. i 30., razi anachronizmem, choć współczesna reinterpretacja Maurycego Gomulickiego i Jacka Staniszewskiego idei Szukalskiego jest bardzo efektowna.
A dalej zaczyna się wielki chaos. Najmocniejsze prace, np. rzeźba Krzysztofa M. Bednarskiego z dłonią uniesioną w geście zwycięstwa, gigantyczny fotograficzny portret Jana Pawła II autorstwa Piotra Uklańskiego, uformowany przez brazylijskich żołnierzy w Sao Paulo, obraz Włodzimierza Pawlaka „Samolot", namalowany pod wpływem katastrofy smoleńskiej, instalacja Grzegorza Klamana „Oto jest głowa zdrajcy" (z odciętą głową Lecha Wałęsy, z której zwisają elektryczne kable), filmowa „Gimnastyka profana" Oskara Dawickiego czy obrazy Karola Radziszewskiego odsyłające do powstania warszawskiego – nie do końca mogą wybrzmieć, bo tłumią je artystycznie mniej ważkie. Razi też dominacja prac dostrzegających w religii jedynie rytuał zewnętrznych gestów.