Korespondencja z Londynu
Ta wystawa pokazuje, jak w ciągu 14 lat spędzonych w Paryżu stał się jednym z największych twórców XX wieku. Oglądamy niemal wyłącznie portrety i akty, powstałe w stolicy Francji, i tylko jeden pejzaż, namalowany na południu Francji. Jednak mimo tej tematycznej jednorodności wystawa jest wielowątkowa. Opowiada o życiu artysty, międzynarodowym środowisku paryskiej bohemy, kobietach, a przede wszystkim o sztuce Modiglianiego.
Zaczyna się od autoportretu z 1915 roku, na którym przedstawił siebie jako melancholijnego, tragikomicznego Pierrota. Od dziewięciu lat mieszkał w Paryżu wśród cyganerii Montmartre'u i Montparnasse'u, która w legendzie przekazała nam inny wizerunek Modiglianiego. Zwano go Modi, co kojarzyło się z francuski maudit, czyli „przeklęty". Stał się symbolem artysty wielkiego talentu, ale który autodestrukcyjnie niszczył swe życie. Ten mit utrwaliła śmierć w 1920 roku w wieku zaledwie 35 lat. Zabiła go gruźlica i uzależnienie od alkoholu oraz narkotyków.
Z perspektywy czasu Modigliani wydaje się nam często twórcą od razu ukształtowanym, o rozpoznawalnym stylu. W pamięci mamy jego charakterystyczne sylwetki o długich szyjach i owalu twarzy, o migdałowych oczach, kreślone szybkimi, płynami liniami. Postacie te są pełne zmysłowości, a zarazem finezyjnej gracji.
Tymczasem pierwsza część wystawy pokazuje, że Modigliani szukał własnej drogi. Miał 21 lat, kiedy w 1906 roku przyjechał do Paryża z rodzinnego Livorno. I znalazł się w tyglu nowoczesnej sztuki, pośród silnych osobowości. Portretował Picassa (jeszcze z bujną czarną czupryną), innych malarzy, m.in. Diego Riverę i Juana Grisa, rzeźbiarzy Jacques'a Lipchitza i Constantina Brancusiego, poetę Maxa Jacoba. W tym okresie widać różnorodne wpływy w jego malarstwie, od Cezanne'a po kubistów. Jednak kubizm szybko odrzucił. Też dążył do uproszczonej, syntetycznej formy, ale nie pociągała go abstrakcyjna deformacja. W swoich obrazach nie gubi podobieństwa do realnego modelu i podkreśla jego cechy psychiczne.